Przykro mi, że znowu muszę prosić o to abyście komentowali :(
Naprawdę, proszę was o to bardzo gorąco! Bardzo to motywuje!
Im więcej komentarzy, tym szybciej będzie rozdział.
Jak widzicie staram się na wszystkie odpowiadać.
Także komentujcie!!!
Jeszcze jedna sprawa. Chcielibyście, że zrobiła stronkę bloga na fb?
Wtedy szybciej informowałabym o nowych rozdziałach ;)
AHA! I jeszcze coś. NAJWAŻNIEJSZE. UWAGA!
ZA TYDZIEŃ ZMIENIAM ADRES BLOGA NA
WWW.SHADOWSOFPAST.BLOGSPOT.COM
Zapiszcie sobie to jakoś, bo używając starego adresu możecie już nie znaleźć bloga ;)
POZDRAWIAM CIEPLUTKO! :* ~ Dżulls.
____________________________________
ANABELLE
Stałam na pustkowiu. Przede mną była przepaść. W oddali majaczył pałac ze szkła. Ze szkła? Nie on był z lodu. W moim kierunku szły dwie postaci. Rozróżniłam je kiedy się zbliżyły. Byli to Jack i Chione. Kiedy zwróciłam głowę w stronę przepaści, ujrzałam stojącego nad nią ciemnowłosego chłopaka.
Spojrzałam na swoje stopy. Stałam na krawędzi wąwozu. Krzyknęłam i odskoczyłam do tyłu. Ale uderzyłam plecami o coś twardego. Ktoś złapał mnie za ramiona i odwrócił tyłem do dziury. Jack przeszywał mnie swoimi niebieskimi oczami. Jego ręce były lodowate. Tak, że aż mnie parzyły.
- Siostro… - powiedział Jack.
Spojrzałam na Chione, która znajdowała się daleko za plecami chłopaka, który mnie trzymał. Nie zwracała na nas uwagi. Jack nadal wpatrywał się we mnie uporczywie. Nagle mnie puścił, a ja się zachwiałam. Jednak utrzymałam się na nogach. Uniosłam wzrok, ale Jacka już nie było.
- Anabelle?
Spojrzałam w prawą stronę. Nico stał twarzą do przepaści, ze spuszczoną głową. Po chwili odwrócił się w moją stronę, a ja zdusiłam krzyk. W jego piersi, tam gdzie powinno być serce, ziała wielka czerwona dziura. Czarna koszulka była cała zakrwawiona. Spojrzałam na twarz chłopaka. Wyglądał upiornie. W wielkich czarnych oczach ziała pustka.
Jego tęczówki były tak samo czarne jak źrenice. Byłam przerażona. Serce waliło mi jak młotem. Po chwili Nico przechylił głowę w bok, wpatrując się we mnie jakby z zaciekawieniem. Z trudem oddychałam.
Chłopak powoli uniósł rękę. Wyciągnął ją ku mnie. Dopiero teraz zorientowałam się co w niej trzyma. O mało nie zemdlałam. Krople krwi rozbijały się o suchą ziemię. W zakrwawionej dłoni trzymał serce. Zbliżył się do mnie, a ja nie mogłam się ruszyć. W końcu, kiedy był już bardzo blisko, odtrąciłam jego dłoń.
Był jak szmaciana lalka. Upuścił serce, które spadło prosto w przepaść. Spojrzałam w tamtym kierunku. Nico nawet nie zareagował.
Stał tyłem do wąwozu i cały czas patrzył na mnie pustymi oczami. Nagle zaczynał przechylać się w tył. Chciałam go złapać za koszulkę, ale nie zdążyłam. Patrzyłam jak chłopak powoli spada w dół. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że krzyczę.
NICO
Anabelle nagle otworzyła oczy. Od jakiegoś kwadransa próbowałem ją obudzić, ale na daremno. Cały czas rzucała się na łóżku i jęczała. Widocznie śnił jej się koszmar.
Podniosła się, a kiedy mnie zobaczyła krzyknęła i próbowała się odsunąć.
- Spokojnie.
Kiedy przyjrzała mi się dokładniej uspokoiła się. Patrzyła się na mnie chwilę, po czym odrzuciła na bok skopany koc i przytuliła mnie. Byłem zaskoczony, ale odwzajemniłem uścisk. Zacząłem głaskać ją po plecach, a po chwili usłyszałem ciche szlochanie. Żadne z nas nic nie mówiło, po prostu tak siedzieliśmy w ciszy.
- Gdzie wszyscy? – spytała kilka minut później.
- Poszli na koncert. – powiedziałem.
Wypuściłem ją z objęć i wstałem. Wziąłem z szafki nektar i podałem jej.
- Wypij trochę, jesteś strasznie wyczerpana.
Wzięła ode mnie buteleczkę cały czas lustrując mnie wzrokiem. Odwróciłem się do niej plecami i spojrzałem w okno. Niedaleko majaczyły kolorowe światła sceny. Nawet tutaj słychać było muzykę. Włożyłem ręce w kieszenie i westchnąłem.
- A ty czemu z nimi nie poszedłeś? – usłyszałem cichy głos.
- Ktoś musiał z tobą zostać. – odparłem nie odwracając się.
Nie odezwała się więcej, a ja zastanawiałem się czy nie popełniłem błędu mówiąc to takim nieprzyjemnym tonem.
- Idź jeszcze spać, ja będę czuwał.
- Nico…
- Słyszałaś co powiedziałem. – syknąłem.
Od razu tego pożałowałem, ale nie miałem innego wyjścia niż tak się zachowywać. Usiadłem na krześle obok stolika, nawet na nią nie patrząc. I zacząłem bawić się jakimś breloczkiem.
LEO
Ja, Mia, Luke i reszta chłopaków szliśmy między budynkami w ciemności. Ciągle słychać było czyjś śmiech. Nawet Luke, który wydawał się przygnębiony, teraz miał dobry humor.
Impreza zdecydowanie się udała. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem że jest 02:27.
- Hej, może pójdziemy do tej całodobowej knajpki ? – zaproponował Michael.
- Matko Mikey ty tylko o żarciu. – Calum klepnął się w czoło.
- Na pizze rozumiem? – zagadnął Ashton, który szedł obejmując Mię w pasie.
- No może być. – powiedział Michael idąc dziarskim krokiem.
Ja razem z Lukiem szedłem z tyłu ze spuszczoną głową, jakoś nie miałem ochoty na nic. Chciałem tylko wrócić do hotelu i odpocząć.
- Luke, ja już pójdę. Nie mam ochoty na jedzenie. – zagadnąłem chłopaka.
Ci z przodu nawet nas pewnie nie słyszeli, po strasznie głośno gadali. Luke spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem i kiwnął głową.
- Jasne. Też poszedłbym z tobą, ale… - wskazał palcem na Mię i Ashtona.
- Wiem, rozumiem. – odpowiedziałem. – Na razie.
Skręciłem w uliczkę po lewej stronie. Szedłem, myśląc o Kalipso. Czułem pustkę. Nie myślałem o niej tak jak kiedyś. W mojej głowie kłębiło się więcej myśli o Mii. Ale tak nie powinno być.
- Leonie Valdez, ogarnij się. – powiedziałem sam do siebie.
MIA
Miałam świetny humor po koncercie, byłam naprawdę dumna z chłopaków. Kiedy doszliśmy do pizzeri, zauważyłam, że nie ma Leona. Luke powiedział, że poszedł już do hotelu. Trochę się zmartwiłam, ale w sumie to czym? Przecież nic mu się nie stanie.
Calum otworzył mi drzwi i weszłam pierwsza do środka. Nie powiem, było tutaj nawet przytulnie. Nikogo nie było. Kiedy poczułam zapach pizzy, momentalnie zaburczało mi w brzuchu. Michael wypatrzył kanapę na której usiedliśmy.
Klapnęłam pośrodku. Po mojej prawej usiadł Ash a po lewej Cal. Naprzeciwko Luke i Mikey.
- Hmmm… jakie chcecie? Weźmiemy dwie no nie? – Michael przeglądał menu.
- Starczą? Weź trzy. – powiedział Calum rozkładając się na siedzeniu. – Pepperoni.
Kiedy przyszła kelnerka, Mikey zamówił jedzenie. Z rozmowy chłopców dowiedziałam się, że ten koncert był ostatnim w tym miesiącu. Następny będzie dopiero za 5 tygodni.
Kiedy tak siedzieliśmy, Ash objął mnie ramieniem. Zdziwiłam się, że mnie to nie ruszyło. Nagle drzwi do knajpy się otworzyły, a ja usłyszałam dziewczęcy pisk. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam jakieś 2 dziewczyny, które prawie biegły w naszym kierunku.
- O matko! – jedna z nich chyba się prawie posikała ze szczęścia – Sosy! Chłopaki mogę prosić o autograf? I zdjęcie?
- Jasne. – powiedział z uśmiechem Calum.
Dziewczyna wyjęła telefon i kazała koleżance zrobić sobie zdjęcie z chłopakami. Kiedy zrobiła sobie już portret z każdym, spojrzała na mnie i zamarła.
- Jesteś dziewczyną Ashtona? – spytała mnie.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Ash mnie obejmuje. Spojrzałam przestraszona na niego. Uśmiechał się zalotnie.
- N… nie! Przyjaźnimy się tylko.
Ash nagle cmoknął mnie w usta. Chciałam się odsunąć. Ale dziewczyna właśnie w tej chwili błysnęła fleszem i uwieczniła, jak chłopak mnie całuje.
- O matko! Muszę to pokazać dziewczynom! – zaczęła klikać coś w telefonie.
- Nie! – skoczyłam ku niej, ale ona się odsunęła.
- Już jest na twitterze! – zaszczebiotała i machnęła telefonem przed moją twarzą.
Krzyknęłam z frustracji i natychmiast wyszłam z knajpki. Oparłam się czołem o mur.
- Czemu uciekłaś? – usłyszałam głos za plecami.
- Dobrze wiesz czemu.
Odwróciłam się do Ashtona.
- Wracam do przyjaciół. – powiedziałam buntowniczo.
Chciałam przejść , ale Ash zagrodził mi drogę.
- A ja nim nie jestem?
W tej chwili poczułam jak łapie mnie za nadgarstki i przygwożdża do ściany. Zaparło mi dech w piersi. Trzymał ręce po bokach mojej głowy. Staliśmy teraz twarzą w twarz.
- Ash.. – wydusiłam z trudem.
Uśmiechnął się. Ale to nie był już ten słodki uśmiech, który mi się podobał. W blasku neonowego napisu knajpki wyglądał strasznie.
Chłopak po chwili zaczął całować mnie po szyi.
- Ash przestań.
Chciałam go odepchnąć, ale był niewzruszony. Spojrzał mi w oczy.
- Wiem, że tego chcesz.
Chciał pocałować mnie w usta, ale natychmiast odwróciłam głowę w bok.
- Nie tak. – powiedziałam.
Jedną ręką puścił mój nadgarstek i złapał mnie ze podbródek. Po chwili przyciskał swoje usta do moich. Pocałował mnie nachalnie, przyciskając do muru. Ugryzłam go z całej siły w dolną wargę. Syknął, a ja skorzystałam z okazji i kopnęłam go prosto w krocze. Odsunął się ode mnie i krzyknął trzymając się za bolące miejsce. Potarłam uwolnione nadgarstki.
- Pieprz się! – mój głos ociekał jadem. – Jeszcze raz takie coś zrobisz to pożałujesz.
Wyjęłam spod sukienki swój sztylet. Obrzuciłam go jeszcze raz nienawistnym spojrzeniem i odeszłam z uniesioną głową kręcąc tyłkiem.
Byłam tak wściekła, że gdy weszłam do knajpki, prawie wyrwałam drzwi z zawiasów. Chłopcy spojrzeli się na mnie jakby zobaczyli ducha. Podparłam ręce po bokach. Dziewczyna, która zrobiła zdjęcie mi i Ashowi siedziała już na swoim miejscu. Podeszłam do stolika chłopaków i spojrzałam po ich zdziwionych twarzach.
- Któryś z was mógłby mnie odprowadzić? – spytałam trochę zbyt entuzjastycznie.
Michael i Calum gapili się na mnie jakoś dziwnie. Luke leżał twarzą na stoliku.
- A temu co? – kiwnęłam głową w stronę brata.
Calum wreszcie się otrząsnął i mi odpowiedział.
- Usnął. Taki jakiś markotny dzisiaj był.
- A, jeśli chodzi o tą co zrobiła wam zdjęcie, to już je skasowałem. – uśmiechnął się Michael i pokazał w stronę dziewczyny.
- Co? Ale przecież wstawiła to na jakiś portal!
- No zabrałem jej telefon i powiedziałem, że jak mi nie da skasować tego zdjęcia, to wykasuje jej wszystkie inne. Oj tam – machnął ręką - nie miała prawie żadnych obserwujących, więc nikt nie zdążył zobaczyć.
Zaśmiałam się i przytuliłam Michaela.
- Dobra chłopaki, ale ja chciałabym już iść, a sama raczej nie trafię. – zagadnęłam nieśmiało.
- No to niech Ash cię odprowadzi. – Mickey wzruszył ramionami niczego nieświadom.
- O właśnie idzie. – Cal pokazał ręką w stronę drzwi.
Spojrzałam w tamtym kierunku. Natychmiast złapałam wyciągniętą rękę Caluma i podniosłam go do pionu.
- Hej! – sprzeciwił się.
- Idziemy. – bardziej dobitniej powiedzieć tego nie mogłam.
Chłopak więcej nie protestował i ruszył za mną. W sumie to nie miał wyboru, bo ciągnęłam go za sobą. Minęłam Ashtona bez słowa i wyszłam na świeże powietrze. Westchnęłam i popatrzyłam w ciemne oczy Cala.
- Nie mam ochoty kiedykolwiek jeszcze mieć z nim styczność, jasne? – uniosłam palec.
- Ale czemu…? – chciał spytać zaciekawiony, ale zakryłam mu dłonią usta.
- Proszę. – syknęłam. Pomyślałam, że jestem dla niego zbyt szorstka, przecież był w porządku. – Przepraszam… po prostu… - spojrzałam w bok – Odprowadź mnie, dobrze?
Cal spojrzał na mnie i kiwnął głową. Bez słowa ruszyliśmy w kierunku hotelu.
LEO
Wróciłem do hotelu i zająłem pierwszy lepszy pokój dla siebie i Nico. Chciałem zajrzeć do nich, ale Jack, który akurat szedł korytarzem, powiedział, żebym lepiej tego nie robił.
Teraz leżałem z butami na wielkim łóżku i przerzucałem kanały w telewizorze. Nic ciekawego nie leciało. Albo jakieś kreskówki, albo filmy o miłości. Już rzygać mi się tym wszystkim chciało. Walnąłem pilotem o ekran telewizora. Schowałem twarz w poduszkę i krzyknąłem wściekły.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Rzuciłem w nie poduszką.
- Co?! – wydarłem się.
Drzwi powoli się uchyliły.
- Przepraszam, nie będę przeszkadzać, chciałam tylko sprawdzić czy wszystko okej.
- Jeju, nie przeszkadzasz, wchodź.
Mia weszła i zamknęła powoli drzwi za sobą. Szpilki trzymała w jednej ręce. Rzuciła je na ziemię obok drzwi.
Zeskoczyłem z łóżka.
- Reszta też przyszła? – zagadnąłem.
- Nie.. Cal mnie przyprowadził. Chłopaki zostali. – powoli usiadła na łóżku.
Spojrzałem na nią unosząc brwi.
- A to czemu?
Podszedłem do okna chcąc zasunąć zasłony.
- Pokłóciłam się z Ashem. – wymamrotała Mia.
W tej chwili stanąłem ja wryty. Serce zaczęło mi mocniej bić. Czemu cieszyłem się z jej nieszczęścia? Byłem jakiś porąbany.
- O bogowie Leo! – usłyszałem histeryczny krzyk.
Spojrzałem na swoją dłoń. Stanęła w płomieniach. A potem zaczęła się fajczyć zasłona. Odskoczyłem zaskoczony i zapanowałem nad ogniem. Ale materiał nadal się palił. Rozejrzałem się po pokoju i ujrzałem wazon z kwiatami stojący na komodzie. Złapałem go i wylałem zawartość na zasłonę.
Płomień nie zgasł i do tego jeszcze się powiększał. Złapałem materiał i szarpnięciem zerwałem na podłogę. Zacząłem go deptać żeby przydusić ogień, ale w tej samej chwili, włączył się alarm przeciwpożarowy. Woda ugasiła płomienie do końca.
Patrzyłem wstrząśnięty na podłogę. Po chwili usłyszałem chichot za plecami. Odwróciłem się, a za mną stała Mia. Kiedy spojrzałem w jej zielone oczy, też zacząłem się rechotać. Po chwili już siedzieliśmy na podłodze dusząc się ze śmiechu.
Mia w pewnym momencie schowała twarz w dłoniach. Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że jej śmiech zamienił się w płacz. Zdjąłem jej ręce z twarzy i spojrzałem na nią.
Mokre blond kosmyki kleiły się Mii do policzków, a łzy mieszały się z wodą, która nadal leciała z sufitu. Odgarnąłem włosy za ucho i pogłaskałem po policzku. Od razu miałem wyrzuty sumienia z powodu mojego wcześniejszego podekscytowania.
- Nie płacz… powiedz, co się stało? - spojrzałem w szmaragdowe oczy.
- Nie mam ochoty o tym gadać. – pokręciła głową – Przepraszam.
Próbowała otrzeć łzy.
- Przepraszam, już pójdę.
Wstała a ja zrobiłem to samo.
- Nie, poczekaj. – złapałem ją za nadgarstek – Wiesz, jakbyś chciała kiedyś o czymś pogadać, to jestem.
Wtedy odwróciła się i przytuliła do mnie. Na moich ustach automatycznie pojawił się delikatny uśmiech.
- Wiem Leo, wiem. – szepnęła, tak że ledwo ją usłyszałem. A potem odwróciła się i wyszła z pokoju bez słowa.
Stałem tak i patrzyłem na drzwi z nadzieją, że może jeszcze wróci. Ale nie zrobiła tego.
ANABELLE
Kiedy się obudziłam, słońce przebijało się przez zasunięte żaluzje. Rozejrzałam się po pokoju i stwierdziłam, że nikogo tu nie ma. Od razu poznałam, że jestem w pokoju Luke’a. Wstałam i popatrzyłam w lustro. Wyglądałam strasznie. Normalnie jak trup. Miałam wory pod oczami i bladą skórę.
Zamknęłam drzwi na zamek i poszłam wziąć prysznic. Kiedy się umyłam, wyjęłam czysty ręcznik z szafki pod umywalką i owinęłam się nim, a drugim wytarłam włosy.
Kiedy wyszłam z łazienki krzyknęłam i zasłoniłam się, chociaż nie miałam co. Na łóżku siedział Luke. Spojrzałam na niego groźnie, a on się zaczął śmiać.
- Oj spokojnie, przecież jesteś zakryta. – mimo to pożerał mnie wzrokiem.
- Mógłbyś wyjść? Chciałabym się ubrać.
- W co? – zapytał.
Westchnęłam opierając się o drzwi. No tak, nie przemyślałam tego. Mogłam najpierw iść po czyste ciuchy, które swoją drogą zostawiłam W SAMOCHODZIE. Puknęłam się otwartą dłonią w czoło.
- Mogę ci jakieś pożyczyć na chwilę jak chcesz. – mrugnął Luke.
Chłopak podszedł do szafy i odsunął drzwi na oścież.
- Hmmm…
Rzucił mi czarny podkoszulek z napisem „You complete me”. Zaczerwieniłam się. Potem sam w duchu się skarciłam – przecież to tylko koszulka.
Dal mi jeszcze jakieś czarne szorty na gumkę, żebym mogła je pociaśnić by mi nie spadały. Poszłam do łazienki i przebrałam się w ubrania Luke’a które swoją drogą było dość dużo za duże. Chłopak, przecież był o wiele wyższy ode mnie.
Uniosłam rękę i ciepły podmuch powietrza wysuszył mi włosy. Zwinęłam stare ubrania i wyszłam z powrotem do pokoju. Chłopaka już nie było. Usiadłam na łóżku i przeczesałam włosy palcami.
Dopiero teraz przypomniałam sobie o tym co się stało wczoraj. O Nicu i … W tej chwili drzwi się otworzyły i wszedł Luke, niosąc mój plecak. Wręczył mi go, a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością i wpakowałam do niego ubrania.
- Nawet nieźle wyglądasz w moich ubraniach. – uśmiechnął się lubieżnie.
- Nawet wygodne są te twoje ubrania. – odwzajemniłam uśmiech – Chyba je sobie zatrzymam. – powiedziałam oglądając się w lustrze na całą ścianę.
Luke w jednej chwili znalazł się za mną. Był wyższy ode mnie prawie o głowę.
- Jak chcesz. Ale pamiętaj, nosisz na sobie coś, co ja nosiłem. To tak jakbyś mnie dotykała…
Nie zdążył dokończyć, bo strumyczek wody z mojej ręki wystrzelił mu prosto w twarz. Odsunął się zaskoczony i otarł twarz. Zaczęłam się śmiać.
- Lepiej, żebyś tego nie kończył.
Złapałam plecak i wyszłam za drzwi.
ANABELLE
Wychodząc z pokoju wpadłam na Ashtona, który był jakiś przybity. Powiedział mi, że widział jak Leon wchodzi do pokoju na końcu korytarza. Poszłam tam i kiedy weszłam do środka, rzuciłam plecak na podłogę i wpadłam w otwarte ramiona Leona.
Chłopak mocno mnie uścisnął i podniósł, tak, że nie dotykałam ziemi. Zaśmiałam się i pocałowałam przyjaciela w policzek.
- Ślicznie dzisiaj wyglądasz. – powiedział Leo.
- Oooj rano byś tak nie powiedział.
Zaśmiał się i pokazał, żebym usiadła na łóżku. Leżała tam taca z rogalikami z czekoladą.
- Częstuj się, pewnie jesteś głodna.
Natychmiast rzuciłam się na łóżko i wzięłam jednego rogalika. Leo wyszedł, żeby przynieść mi kawę.
- Na Hadesa! – krzyknął Nico, który wieszał właśnie zasłonkę w oknie.
Uniosłam brew, ale o nic nie pytałam.
- Walić to! – rzucił zasłonką o ziemię wściekły.
Przeżułam ostatni kęs i wstałam.
- Daj to. – kazałam mu się odsunąć i chciałam przypiąć materiał, ale byłam za niska. – Podnieś mnie.
- Co?
- Mówię podnieś mnie. Nie dosięgam. – spojrzałam na niego i prychnęłam.
Nico złapał mnie w pasie i podsadził. Bez problemu przypięłam materiał. Chłopak mnie puścił, a ja obciągnęłam koszulkę.
- Fajne wdzianko. Ciut za duże nie sądzisz? – spojrzał na mnie podpierając ręce na biodrach.
- Luke mi pożyczył. – spojrzałam na niego przelotnie ale zobaczyłam, że się skrzywił.
- Słuchaj… tak w ogóle jeżeli chodzi o wczoraj to… - zaczął, ale w tej chwili do pokoju wparował Leo pełen entuzjazmu. Zaczął coś gadać o tym, że Mia i Jack zaraz tu będą i odbędziemy naradę wojenną. Wręczył mi i Nico kawę po czym usiadł w fotelu. Nico usiadł na podłodze pod ścianą.
Jakieś 5 minut później, przyszła Mia i Jack i zaczęliśmy układać plan. Upiłam łyk kawy. Była przepyszna. Tak dawno jej nie piłam, a przecież kiedyś to codziennie musiałam, bo wyglądałam jak zombie.
- No to tak – Chione porwała Kalipso do swojego zamku…
- Pałacu taty. – poprawił go Jack. Postanowiłam, że muszę go lepiej poznać. Przecież do końca nie wiemy kim on jest.
- Do pałacu Boreasza… Okeeej… Musimy pokonać Chione…
- Która na pewno jest przygotowana na to, że tam przybędziemy… - wpadł mu w słowo Jack.
- Taaaak… więc musimy być na to przygotowani.
- I jest jeszcze jedna sprawa. – odezwał się w końcu Nico. – Nie wiemy czemu, ale Chione prawdopodobnie uważa, że Anabelle może jej zagrozić. Tak samo Kalipso.
Spojrzeliśmy wszyscy na Jacka. Uniósł brwi i ręce do góry.
- No co? Ja wiem tylko to, że jest jakieś miejsce o , które musiałaby rywalizować z dziewczynami.
Wytężyłam umysł, żeby przypomnieć sobie co mówiła Chione.
- Mówiła o jakimś tronie… chyba… mówiła też, że jestem potężniejsza nawet od swojej matki, która jest przecież boginią.
Przygryzłam wargę i zmarszczyłam brwi. Mój umysł pracował teraz na najwyższych obrotach.
- Chione też jest boginią. Kalipso tak jakby… jest nimfą, ale tak jakby boginią…
- Tron na Olimpie! TAK! – krzyknął Leo a ja aż podskoczyłam. – Anabelle. – zwrócił się do mnie - Oficjalnie masz szanse na tron na Olimpie.
Wszystkie oczy zwróciły się ku mnie. A ja nie wiedziałam co powiedzieć. Ja? Mogłam być boginią? Przecież to absurd.
- Nie… - pokręciłam głową – To niemożliwe!
- Wszystko wskazuje właśnie na to. – odparł Jack. – Ale to nie znaczy, że musisz się zgodzić jeżeli ci coś takiego zaproponują.
Popatrzyłam na moich przyjaciół. Nie, to nie mogła być prawda.
_____________________________________
I co? Podobał się rozdział?
Jak myślicie co będzie z Anabelle i Nico?
Albo z Mią i Leonem?
I kim jest naprawdę Jack?
Piszcie w komentarzach :D