piątek, 20 lutego 2015

X. Źli chłopcy


Od razu przepraszam za to, że tak długo nie było rozdziału, ale niestety
nie miałam weny, a do tego miałam problemy z komputerem, na którym był już napisany pełny rozdział. :)
Ten będzie krótszy od ostatnich, ponieważ MUSIAŁAM skończyć w tym momencie i za to od razu przepraszam. :* 

I znowu przypominam - jeżeli rozdział ci się spodobał ( albo nie spodobał :) ) 
To proszę o KOMENTARZ. 
BO TO NAPRAWDĘ MOTYWUJE !!! <3 

Miłego czytania :* ~ Dżulls. 

____________________________________________ 




ANABELLE

 Stałam opierając się o czarne BMW i spoglądając w stronę hotelu. Byłam pierwsza z moich przyjaciół. Zawsze starałam się być punktualna i szanowałam czas innych. Przez drzwi wyszedł Jack mrużąc oczy z powodu niemiłosiernego słońca. Miał na sobie bluzę mimo upału. Ja nadal nosiłam koszulkę Luke’a bo naprawdę mi się spodobała. Spodnie przebrałam jednak na swoje jeansowe szorty.
- Ty już tu? – zdziwił się Jack kiedy podszedł.
- No raczej. Przecież umawialiśmy się na 14 tak? – uniosłam brwi i założyłam ręce na piersi.
- Nie, Leo powiedział „o czwartej” nie o czternastej.
- Aaaa, no chyba, że tak. A ty co robisz? – zaciekawiłam się.
-Stoję? – Jack wyszczerzył zęby – Szukałem cię.
- Bo?
- Boooo… - westchnął – Jesteś najnormalniejsza z nich wszystkich.
                Uśmiechnęłam się i popatrzyłam na chłopaka.
- A to niby czemu?
Jack podrapał się po głowie i udał, że nad czymś myśli.
- Leo to pajac, Nico to cham, a Mia jest jakaś małomówna.
- Co? – prychnęłam – Nie znasz nas nawet doby i już masz wyrobioną opinie? No nie powiem, schlebia mi, że jestem –  tu zrobiłam palcami znak cudzysłowia – najnormalniejsza z nich wszystkich.
- No tak jakby. – wzruszył ramionami.
Przewróciłam oczami. Odrzuciłam włosy na plecy i poszłam w stronę hotelu.



MIA
                - Halo halo! Co to za zbiegowisko?
                Luke właśnie wszedł do pokoju, w którym siedziałam razem z resztą chłopaków. Nie mogliśmy się nagadać, bo za niecałe 2 godziny mieliśmy się rozstać. Planowaliśmy już następne spotkanie po skończeniu misji.
- Może byś się do nas dołączył, a nie gdzieś się szwędasz? – zaproponowałam.
                Popatrzył na mnie swoimi jasnoniebieskimi oczami, w których widziałam zaniepokojenie.
- Chodź na chwilę, Ash chce z tobą porozmawiać.
                W tej chwili posłałam zdziwione spojrzenie Leonowi, którego mina zrzedła. To był błąd. Przecież on o niczym nie wiedział. Niepotrzebnie mu cokolwiek wczoraj mówiłam.
- Co chce? – spytałam brata.
                Luke wzruszył tylko ramionami i uchylił zachęcająco drzwi. Wstałam z wahaniem i wyszłam na korytarz. Na końcu, na kanapie siedział Ash, ze spuszczoną głową. Spojrzałam szybko na Luke’a, ale ten tylko pokręcił głową i szepnął, że zostawi nas samych. Kiedy wszedł z powrotem do pokoju, odwróciłam wzrok w stronę Asha, który w tej chwili gapił się na mnie.
                Ruszyłam w jego stronę niepewnym krokiem. W sumie… po co ja się tak przejmuję? Ja sobie nie dam rady? Pfff…
                Usiadłam na drugim końcu kanapy i spojrzałam na chłopaka.
- Co chcesz? – zapytałam hardym tonem.
                Wyglądał na smutnego. Ale coś było nie tak bo…
- Przeprosić.
- Hmm… okej?
                 …nie czułam żadnej skruchy z jego strony.  
- Może trochę się pospieszyłem… - na jego twarzy pojawił się uśmieszek – Ale podobało ci się to, prawda?
                W tej chwili otworzyłam usta oburzona. Wyglądałam pewnie jak ryba, bo próbowałam coś powiedzieć, ale nie mogłam nic z siebie wydusić. Ashton tylko się zaśmiał i pokręcił głową.
                W tej chwili wstałam z zamiarem powrotu do pokoju, ale kiedy chłopak się odezwał stanęłam jak wryta.
- Chcesz coś zobaczyć? -  również podniósł się z kanapy.
                Odwróciłam się w jego stronę. Nie wiedziałam co jeszcze wymyśli.
- Pamiętasz to zdjęcie, które nam wczoraj zrobiono? Zdążyłem je zapisać, zanim Michael usunął je z konta tej dziewczyny.
                Wyjął iPhona z kieszeni i włączył to zdjęcie. Pomachał nim przed moją skamieniałą twarzą.
- No i co? I tak zaraz wyjeżdżam, więc co ci to da, że je gdzieś wstawisz? – prychnęłam.
                Ale on nie przestawał się uśmiechać. Wyszukał coś w telefonie i ponownie mi go pokazał.
                Kiedy zobaczyłam co widnieje na ekranie, odskoczyłam. Po chwili jednak chciałam złapać telefon, ale miałam zbyt wolny refleks. Ashton natychmiast zablokował go i schował do tylnej kieszeni. Nadal się śmiał. Złapał mnie z rękę i przygwoździł do ściany. Znowu. Tym razem zakrył mi usta i unieruchomił nogi, tak, że nie mogłam się ruszyć.
- Jest tylko jeden sposób, żebym usunął to zdjęcie. – wysyczał.
                Zamknęłam oczy. Byłam zupełnie bezradna, nie mogłam się ruszyć. Nagle usłyszałam ciche skrzypienie drzwi. Otworzyłam oczy z nadzieją, ale nikt nie wyszedł z pokoju. Ashton nawet tego nie zauważył.
- A teraz, zdejmę ci rękę z ust, ale nie krzycz, bo inaczej to drugie zdjęcie od razu trafi do Internetu.
                Pokiwałam lekko głową. Szarpnięciem odwrócił mnie tyłem do siebie i zaczął pchać w stronę swojego pokoju… Nagle zorientowałam się co on ode mnie chce. Spróbowałam się wyrwać, ale on nadal trzymał mnie za nadgarstki. Odwróciłam się w stronę pokoju, gdzie byli wszyscy i krzyknęłam imię, które pierwsze przyszło mi do głowy.
- LEO!
                Ashton natychmiast zakrył mi usta, i mocniej przytrzymał ciągnąc w przeciwną stronę. Po moim policzku spłynęła łza.
                Usłyszałam trzask drzwi i poczułam jak Ash sztywnieje. Spogląda w tył, ale nagle puszcza mnie, i zatacza się w bok. Szybko otarłam łzę z policzka i odwróciłam się. Zobaczyłam, że Leo stoi naprzeciwko Asha, który trzyma się za szczękę.
                Po chwili Ash oddał mu i oboje zaczęli się szamotać. Nawet nie zorientowałam się kiedy Obydwoje leżeli na podłodze, a Leo siedział na Ashtonie mając widoczną przewagę. No jasne, przecież był herosem. Mimo, że drobniejszej budowy, był silniejszy od normalnego chłopaka. 
                Po chwili z pokoju wybiegła reszta. Wyzwiska chłopaków pewnie słychać było w całym hotelu. Chwilę stali osłupiali, ale zaraz Luke, Nico i Calum podbiegli rozdzielić chłopaków,a Michael  złapał mnie za rękę. 
- Co się stało? – spojrzał na mnie poważny co bardzo rzadko mu się zdarzało.
                Pokręciłam tylko głową i potarłam czerwone nadgarstki. Spojrzał w dół i mruknął jakieś przekleństwo po czym podszedł do już stojącego Asha, którego trzymał Luke. Przyłożył mu pięścią w twarz, jakby tego było mało.
- Ej! – krzyknął Luke.
- Należało mu się. – syknął Leo przez zęby.
                Wymienili z Michaelem znaczące spojrzenia.
- Co się stało? – spytał zdezorientowany Calum.
Michael spojrzał na niego i powiedział tylko:
- Kelsey.
Calum otworzył szeroko oczy i zgromił Asha wzrokiem. Luke szybkim ruchem popchnął go na ścianę, a chłopak jęknął. Z jego nosa leciała krew i miał czerwone pręgi na twarzy. Nie patrzył na nikogo.
- Powaliło cię człowieku?! Znowu?! – darł się Luke. Pomyślałam, że na pewno ktoś zaraz przyjdzie. – I to jeszcze moja siostra?! Znasz ją od małego! Jesteście prawie jak rodzeństwo!
                Złapał się za głowę a po chwili opuścił ręce. Odwrócił się i z wściekłością uderzył Asha w brzuch.
                Nie zorientowałam się nawet, kiedy obok mnie znaleźli się Leo i Nico. Nico przytulił mnie do siebie, a Leo złapał za rękę. Czułam jego wściekłość. Czułam też, że obydwum chłopakom na mnie zależy i chcieliby mnie chronić.
                Chłopaki z zespołu stali wokół Asha.
- Tego już za dużo. – powiedział Calum.
- Miałeś już się ogarnąć! Obiecałeś, że to nigdy się nie powtórzy do cholery! – darł się Luke.
- Mam już tego dość! – krzyczał Michael. – Wylatujesz z zespołu!
                Ash spojrzał na niego oniemiały.
- Nie możesz…
- Mogę! Kurwa mogę! I chłopaki na pewno w stu procentach mnie popierają! Skończyliśmy trasę. Znajdziemy sobie innego perkusistę! – po tych słowach podszedł do mnie i z zatroskaną miną spytał  czy nic mi nie jest. Pokręciłam przecząco głową
- A teraz zjeżdżaj nam z oczu. Nikt cię więcej nie chce tu widzieć. – powiedział Luke.
                Zakręcił mi się w głowie, ale Nico mnie podtrzymał. Powiedział coś Leonowi na ucho, a ten kiwnął głową twierdząco.
- Chodź, wyjdziemy na świeże powietrze.  – powiedział spokojnie Leo i pociągnął mnie w stronę windy, a ja ruszyłam bez żadnych oporów, żeby nie patrzeć już na tego dupka.




LEO

                Mia była blada jak trup, bałem się, że mi tu zaraz zemdleje. Uwiesiła się na moim ramieniu jak tonący na desce. Jeju, czemu ta winda nie może jechać szybciej.
                Dziewczyna uniosła wzrok na moją twarz.
- Strasznie wyglądasz.
- Dzięki za komplement. – uśmiechnąłem się, ale jej nie było do śmiechu.
                Dotknęła mojej rozciętej wargi kciukiem, a ja syknąłem. Potem delikatnie odgarnęła mi włosy. Lepiły się od krwi bo miałem pękniętą brew.
                Po chwili drzwi się otworzyły i wyszliśmy z metalowego pudełka. Z naprzeciwka szła Anabelle.
- Jezu Leo, co ci się stało?  - podbiegła do mnie i dotknęła mojej twarzy.
- Nic, nieważne, idź na górę. – te trzy ostatnie słowa powiedziałem dobitnie patrząc na nią znacząco.
-A.. a tak. – pokiwała głową, rzuciła nam ostatnie spojrzenie i popędziła na górę.
                Wyszedłem na dwór, gdzie pogoda się pogorszyła. Słońce schowało się za chmurami i zaczęło kropić. Powietrze zrobiło się zdecydowanie chłodniejsze. Usiadłem z Mią na schodach i spojrzałem w jej zielone oczy.
- Hej, powiesz mi co się tam wydarzyło? – złapałem ją za rękę zachęcająco.
- Ash ma zdjęcie… na którym się całujemy… znaczy on mnie pocałował… i taka dziewczyna zrobiła nam je… no i wrzuciła do Internetu… ale Michael je potem usunął… ale Ash je zapisał… no i on ma jeszcze jedno zdjęcie… - w tej chwili przerwała i spojrzała na swoje dłonie.
- Co? Jakie? – zapytałem.
                Ona tylko schowała twarz w dłoniach, ale nie płakała.
- Moje… musiał mi je zrobić jak się wczoraj przebierałam. – wybełkotała.
- Co?!- chciałem wstać, żeby ponownie iść zlać Asha, ale Mia mnie powstrzymała.
- Nie. - pociągnęła mnie za rękę, żebym ponownie usiadł. – Leo płoniesz.
                Spojrzałem na swoje dłonie. No tak, stanęły w ogniu ale się nie dziwiłem. Potem coś sobie przypomniałem.
- Ale… co on od ciebie chciał?
- Nie wiem… - powiedziała beznamiętnym tonem i odwróciła wzrok.
                Po chwili skojarzyłem fakty i mnie zamurowało.
- O bogowie Mia! – nie patrzyła się na mnie. – To już wiem dlaczego chłopaki tak zareagowali. Ej, popatrz na mnie.
                Nie odwróciła głowy. Złapałem ją z podbródek i skierowałem w swoją stronę.
- Hej, nie martw się. – posłałem jej pocieszający uśmiech.
                Wyglądała tak marnie, że aż serce się krajało. To zupełnie od niej nie pasowało. Nie wiem czemu to wydarzenie tak podburzyło jej pewność siebie, ale tak nie powinno być. Jej twarz był bez wyrazu.
                Cmoknąłem Mię w usta i ponownie popatrzyłem na jej dziecięcą twarz. Zupełnie nie zareagowała. Wiedziałem, że później będę tego żałować, ale znowu się do niej zbliżyłem. Delikatnie ją pocałowałem, ale tego nie odwzajemniła. Jednak po chwili objęła mnie za szyję i przycisnęła swoje wargi do moich. Zabolało, syknąłem.
- Przepraszam. – chciała się odsunąć, ale jej nie pozwoliłem.
- Nie szkodzi – powiedziałem i znowu ja pocałowałem.
                Nie wiem ile to trwało, ale zdecydowaliśmy, że lepiej już wrócimy do przyjaciół. Kiedy wstaliśmy, Mia poszła przodem. Jednak dogoniłem dziewczynę i złapałem za rękę. Ścisnąłem ją pokrzepiająco. Ona nawet na mnie nie spojrzała ale widziałem, że delikatnie się uśmiechnęła.
              


ANABELLE

       Kiedy dowiedziałam się co się stało, o mało nie spadłam z krzesła. Chłopaki powiedzieli, że raz już wydarzyła się taka sytuacja i mieli kryzys w zespole, ale postanowili Ashtonowi dać drugą szansę. Tym razem naprawdę go wywalili.
                Teraz siedziałam w samochodzie na miejscu pasażera i machałam do nich uśmiechając się na pożegnanie. Byli wszyscy oprócz Asha. I bardzo dobrze. Żal mi było się z nimi rozstawać, ale przecież nie mogliśmy tu dłużej zostać. Musieliśmy dojechać do kolejnego miasta zanim się do końca ściemni.
                Na sobie miałam nadal koszulkę Luke’a, którą pozwolił mi zachować „żebym o nim pamiętała”. Uśmiechnęłam się na tę myśl.
                Kiedy byliśmy w połowie drogi, obejrzałam się do tyłu i zobaczyłam , że Mia śpi, oparta na ramieniu Nica. Ten również miał zamknięte oczy, ale bawił się swoimi palcami, więc wiedziałam , że nie śpi. Jack wpatrywał się z zamyśleniem w okno.
                Kilka godzin później dotarliśmy do jakiegoś przydrożnego motelu na jakimś odludziu. Wokół niego rósł gęsty las.
                Była już jakaś 20 więc nie budziliśmy Mii, a Leo zaniósł ją do jednego z pokoi, które wynajęliśmy. Niestety były one jednoosobowe, więc musiałam spać sama. Warunki oczywiście nie były takie jak w hotelu, który zajmowaliśmy z chłopakami z zespołu, ale nie było tu tak źle.     
                Kiedy zapadł już zmrok, wyszłam na zewnątrz, żeby się przewietrzyć. Postanowiłam przejść się po lesie i przemyśleć parę spraw.



NICO

         Oparłem głowę o pień drzewa i zamknąłem oczy. Tylko w ciemności czułem się naprawdę dobrze. Schowałem ręce do kieszeni moich czarnych jeansów. Nagle poczułem, że coś w nich jest. Wymacałem jakieś kartki papieru. Nie, to były zdjęcia. Wyjąłem je i przyjrzałem się im. Jak mogłem o nich zapomnieć.
                Otworzyłem oczy i westchnąłem. Bianca, Percy i Will. Co sprawiło, że udało mi się o nich nie myśleć? No tak… ta dziewczyna. Cały czas miałem ją w głowie. Pogładziłem twarze osób na zdjęciach. Nagle za plecami usłyszałem szelest.
- Nico?
Chciałem z powrotem włożyć obrazki do kieszeni.
- Nie chowaj. – usłyszałem.
Jej niebieskie oczy błyszczały w ciemności. Trzymała ręce przed sobą. Trzęsła się. Była ubrana jedynie w koszulkę bez rękawów i szorty. Usiadła obok mnie powoli i wyjęła mi z dłoni zdjęcia. Brązowe włosy opadały jej na twarz.
- Kto to? – spojrzała na mnie.
Otrząsnąłem się i zabrałem jej podobizny bliskich mi ludzi.
- Nieważne. – mruknąłem i odwróciłem wzrok.
Anabelle podciągnęła kolana do siebie i objęła nogi rękami. Po chwili ciszy odezwała się.
- Czemu ty mnie tak nie lubisz?
Wypuściłem głośno powietrze. Spojrzałem na dziewczynę. Wpatrywała się we mnie ogromnymi oczami.
- Lubię.
- To czemu tak się zachowujesz? – zapytała cicho.
- Przykro mi, nie mogę inaczej. – odwróciłem wzrok. W oddali było słychać pohukiwanie sowy.
- Nico… czemu? Pozwól mi zrozumieć. – powiedziała już bardziej natarczywym tonem.
Miałem już dość tych pytań.
- Nie zrozumiesz. – warknąłem i wstałem.
Ona również wstała i nie pozwoliła mi odejść. Patrzyła na mnie surowo.
- Nico, proszę.
- Przestań dobrze?! Mam swoje powody! – teraz już krzyczałem.
Złapała mnie za rękę.
- Pozwól mi zrozumieć. Nico, błagam cię. Tak niczego nie rozwiążesz!
Wyszarpnąłem dłoń z jej uścisku. Na jej twarzy malowało się współczucie.
- Niczego nie zrozumiesz. – wysyczałem przez zęby -  Nie przeszłaś tego co ja. Nie widziałaś takich rzeczy jak ja. Nie straciłaś tylu bliskich! – darłem się tak głośno, że pewnie z kilometra można mnie było usłyszeć -   Nie wiesz co to znaczy cierpieć! Jesteś tylko małą idiotką, która nie wie co to prawdziwy ból! Próbujesz bawić się w cholernego psychologa i udajesz współczucie, dla takiej ofiary jak ja!
Od razu pożałowałem tych słów. Bella stała nieruchomo. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Turkusowe oczy były puste. Myślałem, że ta chwila trwa całą wieczność. Jakby czas stanął w miejscu.
- Masz rację… - wyszeptała tak cicho, że prawie nie usłyszałem.
Patrzyłem na nią osłupiały.
- Co? - podszedłem krok bliżej.
- Masz rację. Jestem mała kretynką, która nie przeszła tyle co ty. Dobrze, zgadzam się. – powiedziała teraz stanowczym głosem. – A teraz tak jak prosiłeś, pójdę sobie i zostawię cię z twoimi problemami.

Odwróciła się na pięcie i pewnym krokiem poszła przed siebie w gęsty las. Byłem zbyt oszołomiony, żeby się ruszyć. 

__________________

Komentować! :* kocham was <3

sobota, 7 lutego 2015

IX. Sosowych komplikacji ciąg dalszy


Przykro mi, że znowu muszę prosić o to abyście komentowali :( 

Naprawdę, proszę was o to bardzo gorąco! Bardzo to motywuje! 
Im więcej komentarzy, tym szybciej będzie rozdział.
Jak widzicie staram się na wszystkie odpowiadać. 
 Także komentujcie!!!

Jeszcze jedna sprawa. Chcielibyście, że zrobiła stronkę bloga na fb? 
Wtedy szybciej informowałabym o nowych rozdziałach ;) 

AHA! I jeszcze coś. NAJWAŻNIEJSZE. UWAGA! 

 ZA TYDZIEŃ ZMIENIAM ADRES BLOGA NA 

WWW.SHADOWSOFPAST.BLOGSPOT.COM

Zapiszcie sobie to jakoś, bo używając starego adresu możecie już nie znaleźć bloga ;)

POZDRAWIAM CIEPLUTKO! :* ~ Dżulls. 

____________________________________





ANABELLE

                Stałam na pustkowiu. Przede mną była przepaść. W oddali majaczył pałac ze szkła. Ze szkła? Nie on był z lodu. W moim kierunku szły dwie postaci. Rozróżniłam je kiedy się zbliżyły. Byli to Jack i Chione. Kiedy zwróciłam głowę w stronę przepaści, ujrzałam stojącego nad nią ciemnowłosego chłopaka.
                Spojrzałam na swoje stopy. Stałam na krawędzi wąwozu. Krzyknęłam i odskoczyłam do tyłu. Ale uderzyłam plecami o coś twardego. Ktoś złapał mnie za ramiona i odwrócił tyłem  do dziury. Jack przeszywał mnie swoimi niebieskimi oczami. Jego ręce były lodowate. Tak, że aż mnie parzyły.
- Siostro… - powiedział Jack.
Spojrzałam na Chione, która znajdowała się daleko za plecami chłopaka, który mnie trzymał. Nie zwracała na nas uwagi. Jack nadal wpatrywał się we mnie uporczywie. Nagle mnie puścił, a ja się zachwiałam. Jednak utrzymałam się na nogach. Uniosłam wzrok, ale Jacka już nie było.
- Anabelle?
Spojrzałam w prawą stronę. Nico stał twarzą do przepaści, ze spuszczoną głową. Po chwili odwrócił się w moją stronę, a ja zdusiłam krzyk. W jego piersi, tam gdzie powinno być serce, ziała wielka czerwona  dziura. Czarna koszulka była cała zakrwawiona. Spojrzałam na twarz chłopaka. Wyglądał upiornie. W wielkich czarnych oczach ziała pustka.
Jego tęczówki były tak samo czarne jak źrenice. Byłam przerażona. Serce waliło mi jak młotem.  Po chwili Nico przechylił głowę w bok, wpatrując się we mnie jakby z zaciekawieniem. Z trudem oddychałam.
Chłopak powoli uniósł rękę. Wyciągnął ją ku mnie. Dopiero teraz zorientowałam się co w niej trzyma. O mało nie zemdlałam. Krople krwi rozbijały się o suchą ziemię. W zakrwawionej dłoni trzymał serce. Zbliżył się do mnie, a ja nie mogłam się ruszyć. W końcu, kiedy był już bardzo blisko, odtrąciłam jego dłoń.
Był jak szmaciana lalka. Upuścił serce, które spadło prosto w przepaść. Spojrzałam w tamtym kierunku. Nico nawet nie zareagował.
Stał tyłem do wąwozu i cały czas patrzył na mnie pustymi oczami. Nagle zaczynał przechylać się w tył. Chciałam go złapać za koszulkę, ale nie zdążyłam. Patrzyłam jak chłopak powoli spada w dół. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że krzyczę.





NICO

                Anabelle nagle otworzyła oczy. Od jakiegoś kwadransa próbowałem ją obudzić, ale na daremno. Cały czas rzucała się na łóżku i jęczała. Widocznie śnił jej się koszmar.
                Podniosła się, a kiedy mnie zobaczyła krzyknęła i próbowała się odsunąć.
- Spokojnie.
                Kiedy przyjrzała mi się dokładniej uspokoiła się. Patrzyła się na mnie chwilę, po czym odrzuciła na bok skopany koc i przytuliła mnie. Byłem zaskoczony, ale odwzajemniłem uścisk. Zacząłem głaskać ją po plecach, a po chwili usłyszałem ciche szlochanie. Żadne z nas nic nie mówiło, po prostu tak siedzieliśmy w ciszy.
- Gdzie wszyscy? – spytała kilka minut później.
- Poszli na koncert. – powiedziałem.
                Wypuściłem ją z objęć i wstałem. Wziąłem z szafki nektar i podałem jej.
- Wypij trochę, jesteś strasznie wyczerpana.
                Wzięła ode mnie buteleczkę cały czas lustrując mnie wzrokiem. Odwróciłem się do niej plecami i spojrzałem w okno. Niedaleko majaczyły kolorowe światła sceny. Nawet tutaj słychać było muzykę. Włożyłem ręce w kieszenie i westchnąłem.
- A ty czemu z nimi nie poszedłeś? – usłyszałem cichy głos.
- Ktoś musiał z tobą zostać. – odparłem nie odwracając się.
                Nie odezwała się więcej, a ja zastanawiałem się czy nie popełniłem błędu mówiąc to takim nieprzyjemnym tonem.
- Idź jeszcze spać, ja będę czuwał.
- Nico…
- Słyszałaś co powiedziałem. – syknąłem.
Od razu tego pożałowałem, ale nie miałem innego wyjścia niż tak się zachowywać. Usiadłem na krześle obok stolika, nawet na nią nie patrząc. I zacząłem bawić się jakimś breloczkiem.





LEO

                Ja, Mia, Luke i reszta chłopaków szliśmy między budynkami w ciemności. Ciągle słychać było czyjś śmiech. Nawet Luke, który wydawał się przygnębiony, teraz miał dobry humor.
                Impreza zdecydowanie się udała. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem że jest 02:27.
- Hej, może pójdziemy do tej całodobowej knajpki ? – zaproponował Michael.
- Matko Mikey ty tylko o żarciu. – Calum klepnął się w czoło.
- Na pizze rozumiem? – zagadnął Ashton, który szedł obejmując Mię w pasie.
- No może być. – powiedział Michael idąc dziarskim krokiem.
                Ja razem z Lukiem szedłem z tyłu ze spuszczoną głową, jakoś nie miałem ochoty na nic. Chciałem tylko wrócić do hotelu i odpocząć.
- Luke, ja już pójdę. Nie mam ochoty na jedzenie. – zagadnąłem chłopaka.
                Ci z przodu nawet nas pewnie nie słyszeli, po strasznie głośno gadali. Luke spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem i kiwnął głową.
- Jasne. Też poszedłbym z tobą, ale… - wskazał palcem na Mię i Ashtona.
- Wiem, rozumiem. – odpowiedziałem. – Na razie.
                 Skręciłem w uliczkę po lewej stronie. Szedłem, myśląc o Kalipso. Czułem pustkę. Nie myślałem o niej tak jak kiedyś. W mojej głowie kłębiło się więcej myśli o Mii. Ale tak nie powinno być.
- Leonie Valdez, ogarnij się. – powiedziałem sam do siebie.




MIA

                Miałam świetny humor po koncercie, byłam naprawdę dumna z chłopaków. Kiedy doszliśmy do pizzeri, zauważyłam, że nie ma Leona. Luke powiedział, że poszedł już do hotelu. Trochę się zmartwiłam, ale w sumie to czym? Przecież nic mu się nie stanie.
                Calum otworzył mi drzwi i weszłam pierwsza do środka. Nie powiem, było tutaj nawet przytulnie. Nikogo nie było.  Kiedy poczułam zapach pizzy, momentalnie zaburczało mi w brzuchu. Michael wypatrzył kanapę na której usiedliśmy.
                Klapnęłam pośrodku. Po mojej prawej usiadł Ash a po lewej Cal. Naprzeciwko Luke i Mikey.
- Hmmm… jakie chcecie? Weźmiemy dwie no nie? – Michael przeglądał menu.
- Starczą? Weź trzy. – powiedział Calum rozkładając się na siedzeniu. – Pepperoni.
                Kiedy przyszła kelnerka, Mikey zamówił jedzenie. Z rozmowy chłopców dowiedziałam się, że ten koncert był ostatnim w tym miesiącu. Następny będzie dopiero za 5 tygodni.
                Kiedy tak siedzieliśmy, Ash objął mnie ramieniem. Zdziwiłam się, że mnie to nie ruszyło. Nagle drzwi do knajpy się otworzyły, a ja usłyszałam dziewczęcy pisk. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam jakieś 2 dziewczyny, które prawie biegły w naszym kierunku.
- O matko! – jedna z nich chyba się prawie posikała ze szczęścia – Sosy! Chłopaki mogę prosić o autograf? I zdjęcie?
- Jasne. – powiedział z uśmiechem Calum.
                Dziewczyna wyjęła telefon i kazała koleżance zrobić sobie zdjęcie z chłopakami. Kiedy zrobiła sobie już portret z każdym, spojrzała na mnie i zamarła.
- Jesteś dziewczyną Ashtona? – spytała mnie.
 Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Ash mnie obejmuje.  Spojrzałam przestraszona na niego. Uśmiechał się zalotnie.
- N… nie! Przyjaźnimy się tylko.
                Ash nagle cmoknął mnie w usta. Chciałam się odsunąć. Ale dziewczyna właśnie w tej chwili błysnęła fleszem i uwieczniła, jak chłopak mnie całuje.
- O matko! Muszę to pokazać dziewczynom! – zaczęła klikać coś w telefonie.
- Nie! – skoczyłam ku niej, ale ona się odsunęła.
- Już jest na twitterze! – zaszczebiotała i machnęła telefonem przed moją twarzą.
                Krzyknęłam z frustracji i natychmiast wyszłam z knajpki. Oparłam się czołem o mur.
- Czemu uciekłaś? – usłyszałam głos za plecami.
- Dobrze wiesz czemu.
                Odwróciłam się do Ashtona.
- Wracam do przyjaciół. – powiedziałam buntowniczo.
                Chciałam przejść , ale Ash zagrodził mi drogę.
- A ja nim nie jestem?
                W tej chwili poczułam jak łapie mnie za nadgarstki i przygwożdża do ściany. Zaparło mi dech w piersi. Trzymał ręce po bokach mojej głowy. Staliśmy teraz twarzą w twarz.
- Ash.. – wydusiłam z trudem.
                Uśmiechnął się. Ale to nie był już ten słodki uśmiech, który mi się podobał. W blasku neonowego napisu knajpki wyglądał strasznie.
                Chłopak po chwili zaczął całować mnie po szyi.
- Ash przestań.
Chciałam go odepchnąć, ale był niewzruszony. Spojrzał mi w oczy.
- Wiem, że tego chcesz.
                Chciał pocałować mnie w usta, ale natychmiast odwróciłam głowę w bok.
- Nie tak. – powiedziałam.
                Jedną ręką puścił mój nadgarstek i złapał mnie ze podbródek. Po chwili przyciskał swoje usta do moich. Pocałował mnie nachalnie, przyciskając do muru. Ugryzłam go z całej siły w dolną wargę. Syknął, a ja skorzystałam z okazji i kopnęłam go prosto w krocze. Odsunął się ode mnie i krzyknął trzymając się za bolące miejsce. Potarłam uwolnione nadgarstki.
- Pieprz się! – mój głos ociekał jadem. – Jeszcze raz takie coś zrobisz to pożałujesz.
                Wyjęłam spod sukienki swój sztylet. Obrzuciłam go jeszcze raz nienawistnym spojrzeniem i odeszłam z uniesioną głową kręcąc tyłkiem.
                Byłam tak wściekła, że gdy weszłam do knajpki, prawie wyrwałam drzwi z zawiasów. Chłopcy spojrzeli się na mnie jakby zobaczyli ducha. Podparłam ręce po bokach. Dziewczyna, która zrobiła zdjęcie mi i Ashowi siedziała już na swoim miejscu. Podeszłam do stolika chłopaków i spojrzałam po ich zdziwionych twarzach.
- Któryś z was mógłby mnie odprowadzić? – spytałam trochę zbyt entuzjastycznie.
Michael i Calum gapili się na mnie jakoś dziwnie. Luke leżał twarzą na stoliku.
- A temu co? – kiwnęłam głową w stronę brata.
                Calum wreszcie się otrząsnął i mi odpowiedział.
- Usnął. Taki jakiś markotny dzisiaj był.
- A, jeśli chodzi o tą co zrobiła wam zdjęcie, to już je skasowałem. – uśmiechnął się Michael i pokazał w stronę dziewczyny.
- Co? Ale przecież wstawiła to na jakiś portal!
- No zabrałem jej telefon i powiedziałem, że jak mi nie da skasować tego zdjęcia, to wykasuje jej wszystkie inne. Oj tam – machnął ręką  -  nie miała prawie żadnych obserwujących, więc nikt nie zdążył zobaczyć.
                Zaśmiałam się i przytuliłam Michaela.
- Dobra chłopaki, ale ja chciałabym już iść, a sama raczej nie trafię. – zagadnęłam nieśmiało.
- No to niech Ash cię odprowadzi. – Mickey wzruszył ramionami niczego nieświadom.
- O właśnie idzie. – Cal pokazał ręką w stronę drzwi.
                Spojrzałam w tamtym kierunku. Natychmiast złapałam wyciągniętą rękę Caluma i podniosłam go do pionu.
- Hej! – sprzeciwił się.
- Idziemy. – bardziej dobitniej powiedzieć tego nie mogłam.
                Chłopak więcej nie protestował i ruszył za mną. W sumie to nie miał wyboru, bo ciągnęłam go za sobą. Minęłam Ashtona bez słowa i wyszłam na świeże powietrze. Westchnęłam i  popatrzyłam w ciemne oczy Cala.
- Nie mam ochoty kiedykolwiek jeszcze mieć z nim styczność, jasne? – uniosłam palec.
- Ale czemu…? – chciał spytać zaciekawiony, ale zakryłam mu dłonią usta.
- Proszę. – syknęłam. Pomyślałam, że jestem dla niego zbyt szorstka, przecież był w porządku. – Przepraszam… po prostu…  - spojrzałam w bok – Odprowadź mnie, dobrze?
                Cal spojrzał na mnie i kiwnął głową. Bez słowa ruszyliśmy w kierunku hotelu.


LEO

                Wróciłem do hotelu i zająłem pierwszy lepszy pokój dla siebie i Nico. Chciałem zajrzeć do nich, ale Jack, który akurat szedł korytarzem, powiedział, żebym lepiej tego nie robił.
                Teraz leżałem z butami na wielkim łóżku i przerzucałem kanały w telewizorze. Nic ciekawego nie leciało. Albo jakieś kreskówki, albo filmy o miłości. Już rzygać mi się tym wszystkim chciało. Walnąłem pilotem o ekran telewizora. Schowałem twarz w poduszkę i krzyknąłem wściekły. 
                Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Rzuciłem w nie poduszką.
- Co?! – wydarłem się.
                Drzwi powoli się uchyliły.
- Przepraszam, nie będę przeszkadzać, chciałam tylko sprawdzić czy wszystko okej.
- Jeju, nie przeszkadzasz, wchodź.
                Mia weszła i zamknęła powoli drzwi za sobą. Szpilki trzymała w jednej ręce. Rzuciła je na ziemię obok drzwi.
                Zeskoczyłem z łóżka.
- Reszta też przyszła? – zagadnąłem.
- Nie.. Cal mnie przyprowadził. Chłopaki zostali. – powoli usiadła na łóżku.
                Spojrzałem na nią unosząc brwi.
- A to czemu?
                Podszedłem do okna chcąc zasunąć zasłony.
- Pokłóciłam się z Ashem. – wymamrotała Mia.
                W tej chwili stanąłem ja wryty. Serce zaczęło mi mocniej bić. Czemu cieszyłem się z jej nieszczęścia? Byłem jakiś porąbany.
- O bogowie Leo! – usłyszałem histeryczny krzyk.
                Spojrzałem na swoją dłoń. Stanęła w płomieniach. A potem zaczęła się fajczyć zasłona. Odskoczyłem zaskoczony i zapanowałem nad ogniem. Ale materiał nadal się palił. Rozejrzałem się po pokoju i ujrzałem wazon z kwiatami stojący na komodzie. Złapałem go i wylałem zawartość na zasłonę.
                Płomień nie zgasł i do tego jeszcze się powiększał. Złapałem materiał i szarpnięciem zerwałem na podłogę. Zacząłem go deptać żeby przydusić ogień, ale w tej samej chwili, włączył się alarm przeciwpożarowy. Woda ugasiła płomienie do końca.
                Patrzyłem wstrząśnięty na podłogę. Po chwili usłyszałem chichot za plecami. Odwróciłem się, a za mną stała Mia. Kiedy spojrzałem w jej zielone oczy, też zacząłem się rechotać. Po chwili już siedzieliśmy na podłodze dusząc się ze śmiechu.
                Mia w pewnym momencie schowała twarz w dłoniach. Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że jej śmiech zamienił się w płacz. Zdjąłem jej ręce z twarzy i spojrzałem na nią.
                Mokre blond kosmyki kleiły się Mii do policzków, a łzy mieszały się z wodą, która nadal leciała z sufitu. Odgarnąłem włosy za ucho i pogłaskałem po policzku. Od razu miałem wyrzuty sumienia z powodu mojego wcześniejszego podekscytowania.
- Nie płacz… powiedz, co się stało? - spojrzałem w szmaragdowe oczy.
- Nie mam ochoty o tym gadać. – pokręciła głową – Przepraszam.
                Próbowała otrzeć łzy.
- Przepraszam, już pójdę.
                Wstała a ja zrobiłem to samo.
- Nie, poczekaj. – złapałem ją za nadgarstek – Wiesz, jakbyś chciała kiedyś o czymś pogadać, to jestem.
                Wtedy odwróciła się i przytuliła do mnie. Na moich ustach automatycznie pojawił się delikatny uśmiech.
- Wiem Leo, wiem. – szepnęła, tak że ledwo ją usłyszałem. A potem odwróciła się i wyszła z pokoju bez słowa.
                Stałem tak i patrzyłem na drzwi z nadzieją, że może jeszcze wróci. Ale nie zrobiła tego.


ANABELLE

                Kiedy się obudziłam, słońce przebijało się przez zasunięte żaluzje. Rozejrzałam się po pokoju i stwierdziłam, że nikogo tu nie ma. Od razu poznałam, że jestem w pokoju Luke’a. Wstałam i popatrzyłam w lustro. Wyglądałam strasznie. Normalnie jak trup. Miałam wory pod oczami i bladą skórę.
                 Zamknęłam drzwi na zamek i poszłam wziąć prysznic. Kiedy się umyłam, wyjęłam czysty ręcznik z szafki pod umywalką i owinęłam się nim, a drugim wytarłam włosy.
                Kiedy wyszłam z łazienki krzyknęłam i zasłoniłam się, chociaż nie miałam co. Na łóżku siedział Luke. Spojrzałam na niego groźnie, a on się zaczął śmiać.
- Oj spokojnie, przecież jesteś zakryta. – mimo to pożerał mnie wzrokiem.
-  Mógłbyś wyjść? Chciałabym się ubrać.
- W co? – zapytał.
                Westchnęłam opierając się o drzwi. No tak, nie przemyślałam tego. Mogłam najpierw iść po czyste ciuchy, które swoją drogą zostawiłam W SAMOCHODZIE.  Puknęłam się otwartą dłonią w czoło.
- Mogę ci jakieś pożyczyć na chwilę jak chcesz. – mrugnął Luke.
                Chłopak podszedł do szafy i odsunął drzwi na oścież.
- Hmmm…
                Rzucił mi czarny podkoszulek z napisem „You complete me”. Zaczerwieniłam się. Potem sam w duchu się skarciłam – przecież to tylko koszulka.
                Dal mi jeszcze jakieś czarne szorty na gumkę, żebym mogła je pociaśnić by mi nie spadały. Poszłam do łazienki i przebrałam się w ubrania Luke’a które swoją drogą było dość dużo za duże. Chłopak, przecież był o wiele wyższy ode mnie.  
                Uniosłam rękę i ciepły podmuch powietrza wysuszył mi włosy. Zwinęłam stare ubrania i wyszłam z powrotem do pokoju. Chłopaka już nie było. Usiadłam na łóżku i przeczesałam włosy palcami.
                Dopiero teraz przypomniałam sobie o tym co się stało wczoraj. O Nicu i … W tej chwili drzwi się otworzyły i wszedł Luke, niosąc mój plecak. Wręczył mi go, a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością i wpakowałam do niego ubrania.
- Nawet nieźle wyglądasz w moich ubraniach. – uśmiechnął się lubieżnie.
- Nawet wygodne są te twoje ubrania. – odwzajemniłam uśmiech – Chyba je sobie zatrzymam. – powiedziałam oglądając się w lustrze na całą ścianę.
                Luke w jednej chwili znalazł się za mną. Był wyższy ode mnie prawie o głowę.
- Jak chcesz. Ale pamiętaj, nosisz na sobie coś, co ja nosiłem. To tak jakbyś mnie dotykała…
                Nie zdążył dokończyć, bo strumyczek wody z mojej ręki wystrzelił mu prosto w twarz. Odsunął się zaskoczony i otarł twarz. Zaczęłam się śmiać.
- Lepiej, żebyś tego nie kończył.
Złapałam plecak i wyszłam za drzwi.



ANABELLE

Wychodząc z pokoju wpadłam na Ashtona, który był jakiś przybity. Powiedział mi, że widział jak Leon wchodzi  do pokoju na końcu korytarza. Poszłam tam i kiedy weszłam do środka, rzuciłam plecak na podłogę i wpadłam w otwarte ramiona Leona.
Chłopak mocno mnie uścisnął i podniósł, tak, że nie dotykałam ziemi. Zaśmiałam się i pocałowałam przyjaciela w policzek.
- Ślicznie dzisiaj wyglądasz. – powiedział Leo.
- Oooj rano byś tak nie powiedział.
                Zaśmiał się i pokazał, żebym usiadła na łóżku. Leżała tam taca z rogalikami z czekoladą.
- Częstuj się, pewnie jesteś głodna.
                Natychmiast rzuciłam się na łóżko i wzięłam jednego rogalika. Leo wyszedł, żeby przynieść  mi kawę.
- Na Hadesa! – krzyknął Nico, który wieszał właśnie zasłonkę w oknie.
                Uniosłam brew, ale o nic nie pytałam.
- Walić to! – rzucił zasłonką o ziemię wściekły.
                Przeżułam ostatni kęs i wstałam.
- Daj to. – kazałam mu się odsunąć i chciałam przypiąć materiał, ale byłam za niska. – Podnieś mnie.
- Co?
- Mówię podnieś mnie. Nie dosięgam. – spojrzałam na niego i prychnęłam.
                Nico złapał mnie w pasie i podsadził. Bez problemu przypięłam materiał. Chłopak mnie puścił, a ja obciągnęłam koszulkę.
- Fajne wdzianko. Ciut za duże nie sądzisz? – spojrzał na mnie podpierając ręce na biodrach.
- Luke mi pożyczył. – spojrzałam na niego przelotnie ale zobaczyłam, że się skrzywił.
- Słuchaj… tak w ogóle jeżeli chodzi o wczoraj to… - zaczął, ale w tej chwili do pokoju wparował Leo pełen entuzjazmu. Zaczął coś gadać o tym, że Mia i Jack zaraz tu będą i odbędziemy naradę wojenną. Wręczył mi i Nico kawę po czym usiadł w fotelu. Nico usiadł na podłodze pod ścianą.
                Jakieś 5 minut później, przyszła Mia i Jack i zaczęliśmy układać plan. Upiłam łyk kawy. Była przepyszna. Tak dawno jej nie piłam, a przecież kiedyś to codziennie musiałam, bo wyglądałam jak zombie.
- No to tak – Chione porwała Kalipso do swojego zamku…
- Pałacu taty. – poprawił go Jack. Postanowiłam, że muszę go lepiej poznać. Przecież do końca nie wiemy kim on jest.
- Do pałacu Boreasza… Okeeej… Musimy pokonać Chione…
- Która na pewno jest przygotowana na to, że tam przybędziemy… - wpadł mu w słowo Jack.
- Taaaak… więc musimy być na to przygotowani.
- I jest jeszcze jedna sprawa. – odezwał się w końcu Nico. – Nie wiemy czemu, ale Chione prawdopodobnie uważa, że Anabelle może jej zagrozić. Tak samo Kalipso.
                Spojrzeliśmy wszyscy na Jacka. Uniósł brwi i ręce do góry.
- No co? Ja wiem tylko to, że jest jakieś miejsce o , które musiałaby rywalizować z dziewczynami.
                Wytężyłam umysł, żeby przypomnieć sobie co mówiła Chione.
- Mówiła o jakimś tronie… chyba… mówiła też, że jestem potężniejsza nawet od swojej matki, która jest przecież boginią.
                Przygryzłam wargę i zmarszczyłam brwi. Mój umysł pracował teraz na najwyższych obrotach.
- Chione też jest boginią. Kalipso tak jakby… jest nimfą, ale tak jakby boginią…
- Tron na Olimpie! TAK! – krzyknął Leo a ja aż podskoczyłam. – Anabelle. – zwrócił się do mnie -  Oficjalnie masz szanse na tron na Olimpie.
                Wszystkie oczy zwróciły się ku mnie. A ja nie wiedziałam co powiedzieć. Ja? Mogłam być boginią? Przecież to absurd.
- Nie… - pokręciłam głową – To niemożliwe!
- Wszystko wskazuje właśnie na to. – odparł Jack. – Ale to nie znaczy, że musisz się zgodzić jeżeli ci coś takiego zaproponują.
                Popatrzyłam na moich przyjaciół. Nie, to nie mogła być prawda.

_____________________________________

I co? Podobał się rozdział? 
Jak myślicie co będzie z Anabelle i Nico? 
Albo z Mią i Leonem? 
I kim jest naprawdę Jack? 
Piszcie w komentarzach :D

wtorek, 3 lutego 2015

VIII. Zaginiony heros, lód i koncert


Trochę dłuższy rozdział :D

Postaram się odpowiadać na wszystkie komentarze pod tym postem ;)

____________________



LEO

Mia westchnęła i usiadła na łóżku. Z zewnątrz wydawała się taka delikatna, ale naprawdę byłą silniejsza ode mnie. Schowała twarz w dłoniach. Ja też byłem wykończony tym wszystkim. Miałem już serdecznie dość tych humorków Nico. Zachował się jak rozwydrzony dzieciak.
Usiadłem obok Mii na łóżku po którym walały się ubrania Luke’a. Objąłem ją ramieniem. Tak naprawdę to nie ona potrzebowała pocieszenia tylko ja. Miałem już dosyć ciągłego martwienia się o kogoś. Cały czas ta sprawa z Kalipso. A teraz jeszcze to uczucie, którego nie powinienem dopuszczać do siebie.
Mia poruszyła się i wygładziła czarną spódniczkę.  Wstała po chwili, patrząc na mnie.
- Pójdę powiedzieć chłopakom, że zostaniemy do jutra. Ashton pewnie się ucieszy. – uśmiechnęła się na myśl o tym.
Znowu to uczucie. Było coraz gorzej, ale nie mogłem temu zapobiec. Spojrzałem na nią zrezygnowany i podniosłem się.
- Mhm, okej. – odwróciłem wzrok i wyszedłem z pokoju. Czułem na plecach jej spojrzenie.




ANABELLE

                Nie chcę nikogo ranić. Ale cały czas ranię wszystkich wokoło. Najgorsze jest to, że nie wiem jak temu zapobiec.
Warknęłam i rzuciłam piaskiem z frustracji przed siebie.
- Wszystko okej?
Głośniej krzyknąć chyba już nie mogłam. Odwróciłam się i przewróciłam na plecy. Moją ręka powędrowała w górę i w chłopaka uderzyła burza piaskowa. Udało mi się wstać i odsunąć parę metrów.
Chłopak po chwili otrząsnął się z szoku, wykonał ruch ręką  i powiew wiatru zdmuchnął piasek.
- Nie chciałem cię przestraszyć. – otrzepał bluzę -  Też jesteś herosem?
                Spojrzałam na chłopaka. Miał zmierzwione, tak jasne włosy, że prawie białe. Był bardzo wysoki i szczupły. Ale poruszał się z gracją.
                Wezbrało we mnie tak wielkie szczęście, że wstałam i popędziłam ku niemu. Tak mocno go przytuliłam, że aż się zachwiał.
                - O bogowie, jak ja cię kocham!
                - Hmm… no dobra, ale może najpierw powiedz jak masz na imię? – powiedział melodyjnym głosem.
                Oderwałam się od niego i spojrzałam w duże  szafirowe oczy. Widać w nich było dezorientację.
                - Przepraszam… Anabelle. A ty? – wydukałam podekscytowana.
                - Jack. Jack Frost. Ale czemu zawdzięczam taką optymistyczną reakcję z twojej strony? – pokazał białe zęby.
                - Umm…  - zdałam sobie sprawę, że szczerzę się jak głupia.
                Przestępowałam z nogi na nogę.
                - Hmm… ty jesteś herosem, tak? – przeczesałam dłonią długie włosy.
                - Taak, a o co chodzi? – przekrzywił głowę i skrzyżował ręce na piersi.
                - Musimy pogadać.
                - Może usiądziemy? – wskazał ławkę niedaleko.
                - Okay. – pomógł mi wstać i poszliśmy usiąść.
                Opowiedziałam mu całą naszą historię, a on wysłuchał jej nie przerywając mi. Kiedy myślał ściągał usta i śmiesznie marszczył brwi. Miał ostre rysy twarzy i duże oczy, które jak gdyby świeciły w ciemności. Kiedy skończyłam spojrzał na swoje dłonie.
                - Chętnie bym z wami wyruszył, chociaż nie wiem w jaki sposób mam pomóc. Ale… nie mogę.
                Pokręcił głową, a ja otworzyłam szeroko oczy.
                - Co? Czemu?
                - Posłuchaj. Nie wiem czemu byłem zamrożony w tej bryle lodu. Nie wiem jak długo. Ale patrząc na obecny świat wydaje mi się, że bardzo.  Nie wiem czemu w ogóle tam się znalazłem! – uniósł ręce – Ale wiem, że miałem wtedy 17 lat. I kiedy się obudziłem, pamiętałem jedną osobę. Ten ktoś mnie znalazł i wytłumaczył kim jestem. Ale nie do końca. Czegoś nie chciała mi powiedzieć.
                - Co? Nie chciała…? Kto? –patrzyłam na niego oszołomiona.
                - Ja. – z cienia budynku wyszła wysoka, czarnowłosa dziewczyna. Miała bladą skórę i ubrana była w długą białą suknię, przez co wyglądała jak duch. Jej oczy jarzyły się w blasku latarni. Krwistoczerwone usta ułożyły się w szyderczy uśmiech.



NICO


                Kiedy wyszedłem z hotelu, miałem ochotę kogoś zabić. Nadal. Nie powinienem się tak zachowywać. Przecież oni mi nic nie zrobili.
                Szedłem wąskimi uliczkami między budynkami. Z dala dochodził do mnie szum oceanu. Nie wiedziałem gdzie iść. Tyle myśli kłębiło mi się w głowie. Byłem wściekły też na samego siebie. Na to, że nie potrafię się powstrzymać. Nie potrafię wyrzucić ich wszystkich z serca. A teraz jeszcze to…
                Zmierzałem w stronę plaży. Kiedy skręciłem za róg zobaczyłem Belle siedzącą na ławce z jakimś chłopakiem. Szybko się cofnąłem. Rozmawiali o czymś pośpiesznie. Chwilę później Bella zamarła. Spojrzała na chłopaka wstrząśnięta.
                Po chwili zauważyłem kogoś idącego w ich stronę. To była…
Wyszedłem zza rogu i ruszyłem w ich stronę.
                - Chione.
                - O. Znowu się widzimy. Syn podziemia tak? – uśmiechnęła się niczym upiór.
                - Nico? Co ty tu robisz?
                Anabelle patrzyła na mnie unosząc jedną brew. Sytuacja była strasznie dziwna. Ten jej kolega patrzył się to na nią, to na mnie.
                - Hej, hej, hej wyjaśnijmy sobie coś. Kto ty jesteś? – zwróciłem się do kolesia.
                - To jest Jack, jego szukaliśmy. – odpowiedziała za niego Bella.
                - A ona co tu robi? – wyjąłem miecz i wskazałem na boginię.
                - Znalazła mnie. To moja siostra. – odezwał się Jack.
                - Cooooooo?! – krzyknęliśmy równocześnie z Anabelle.
                Spojrzałem po zabranych. Wszyscy stali. Bella patrzyła się na mnie stojąc między Jackiem i Chione. Ja cały czas mierzyłem w boginię mieczem. Ona natomiast ciągle uśmiechała się drwiąco. Wreszcie Jack się odezwał.
- Jestem synem Boreasza.
- Coooo?!
- Właśnie to.
- Zaskoczeni? – Chione zachichotała i zrobiła krok w stronę Jacka.
- Ale Jack… - Anabelle ruszała nerwowo głową – My…  musisz iść z nami.
                Chione zbliżyła się do Belli i ujęła jej podbródek w dłoń.
- Nie dotykaj jej. – powiedziałem i dźgnąłem ją w plecy czubkiem miecza.
                Bogini  nawet nie zwróciła na mnie uwagi i przyjrzała się Anabelle.
- Jak dobrze się składa, że trafiłaś na Jacka. Nie muszę się wysilać i cię szukać. Owszem, on pójdzie ze mną. I ty również.
                W jednej chwili ręka, którą uniosła Bella, zamieniła się w lód. Dziewczyna przypominała teraz lodową rzeźbę.
Chione nagle zniknęła w deszczu lodowych igiełek i pojawiła się obok Jacka.
- Co ty jej zrobiłaś? – spojrzał na nią Jack. Nie wiedziałem czy naprawdę nie wie o co chodzi czy tylko udaje.
- Zamroziłam. Dopóki będzie w takim stanie, nic nie zrobi. Nie będzie nam zagrażać. Zabierzemy ją do pałacu taty i zostanie tam na zawsze. – przemówiła beztrosko i odrzuciła swoje czarne włosy na plecy.
- Czym miałaby zagrażać? Co ona niby ci zrobi? – teraz to ja się odezwałem. Dotknąłem lodu, którym skuta była Anabelle.
                Chione przechadzała się raz w tą, raz w tą stronę, ciągnąc tren białej sukni po ziemi.
- Oj chłopczyku, nawet nie wiesz jak wielka moc drzemie w tej dziewczynie. Jest prawdziwym wybrykiem natury. Prawdopodobnie jej moc jest nawet większa od mocy jej matki. A przez to bogowie mogliby uznać ją jako potencjalną właścicielkę nowego tro… Zresztą nieważne i tak za dużo powiedziałam.
                Zatrzymała się i spojrzała na Jacka.
- To co? Pomożesz mi ją zabrać do pałacu?
                Patrzyłem na nich zbyt zszokowany by się ruszyć. Anabelle naprawdę była taka potężna? Potężniejsza nawet ode mnie?
- Nie.
- Co?! – krzyknęła Chione. – Z tą drugą jakoś nie miałeś oporów!
- Co? Jaką drugą? – podszedłem powoli w stronę Chione.
- Oj tą drugą. Tą nimfę. Gdyby była uwolniona, mogłaby mieć takie same prawa jak ta tu. – machnęła ręką i od niechcenia pokazała na Belle.
                W tej chwili olśniło mnie. Skoczyłem w jej stronę, ale podmuch wiatru sprawił, że odrzuciło mnie do tyłu. Upadłem na plecy, a miecz potoczył się z brzękiem w bok. Szybko wstałem i znowu natarłem na boginię. Tym razem udało mi się drasnąć jej policzek i powalić na ziemię.
- Myślisz, że mnie pokonasz? Jestem boginią, a ty głupim heroskiem! – zaśmiała się z kpiną.
                Stałem z mieczem nad piersią bogini.
- Co jej zrobiłaś?! Gdzie Kalipso?!
- Ta, no już uważaj bo ci powiem. – znowu się zaśmiała.
                Byłem tak wściekły, że bez wahania wbiłem czarne ostrze w jej pierś. Ale kiedy to zrobiłem, poczułem tępy ból w nadgarstku bo miecz uderzył w beton przyprószony śniegiem. Usłyszałem trzask i poczułem jak ląduję na kolanach. Mój miecz pękł na pół. Spojrzałem z niedowierzaniem na swoje dłonie.
- Co...
- I co? Myślisz, że mnie tak łatwo pokonać? – usłyszałem głos za plecami.
                Odwróciłem się i poczułem jak kawałki lody przyszpiliły moje ubranie do ziemi. Leżałem teraz nie mogąc się ruszyć. Warknąłem.
                Chione zaśmiała się i podparła ręce na biodrach. Uśmiechała się szyderczo. Włosy miała potargane, a rana na policzku już się zasklepiała.
                Uniosła ręce i zrobiła coś na kształt krótkiej lodowej włóczni.
- Jak przykro będzie bez ciebie. Ale nikt i tak cię nie kochał, więc nikt nie będzie za tobą tęsknił.
                Zamachnęła się lodową włócznią. Miałem prawie całkiem unieruchomione ręce, a w okolicy nie było prawie żadnej ziemi. Wszędzie beton. Mimo to spróbowałem wykonać ruch ręką, i kawał ziemi z miejsca gdzie rosło jakieś drzewo, wystrzelił do góry. Wytrącił Chione broń z ręki.
                Spojrzała na mnie zdziwiona, ale po chwili uniosła ręce, by zaatakować swoją mocą.
                W jednej chwili poczułem jak coś uderza w nią i zwala z nóg. Spojrzałem w lewo i ujrzałem Jacka. Stał tam z wściekłym wyrazem twarzy.
- Porąbało cię? Myślałem, że jesteś inna! – krzyknął do Chione.
- Serio koleś? Co ty sobie wyobrażałeś?! Ona?! Może byś mi tak pomógł?
                Nie patrząc na mnie machnął ręką i sprawił, że lodowe odłamki więżące mnie stopniały. Wstałem szybko i zbliżyłem się do Anabelle.
- Teraz to już na pewno ci nie pomogę. – powiedział Jack.
                Miał zmierzwione włosy, a jego bluza była przyprószona śniegiem, chociaż było strasznie gorąco. Wściekle niebieskie oczy miotały błyskawicami.
- Może i jesteś moją siostrą, ale nie chce mieć z tobą nic wspólnego. – mówił spokojnie.
- Dobrze! – Chione uniosła ręce do góry. – Ale zobaczycie, jeszcze sami do mnie przyjdziecie! A na moim terenie nie pójdzie wam tak łatwo!
                Machnęła suknią i zniknęła w obłoczku śniegu.



ANABELLE

                Kiedy ta bogini mnie zamroziła, zachowałam trochę świadomości. Widziałam co się działo, ale nic  nie słyszałam. Nie wiedziałam jak mam się wydostać z tej warstwy lodu. Kiedy Chione zaatakowała Nico, wściekłam się i momentalnie poczułam żar gdzieś w środku. Wtedy wpadłam na pewien pomysł. Skupiłam się na tym ogniu i poczułam, jak lód wokół mnie zaczyna topnieć.
                Po jakiejś minucie stałam już cała mokra, ale wolna. Właśnie wtedy Chione zniknęła. Nico odwrócił się do tyłu i kiedy mnie ujrzał, w jego oczach pojawiła się wielka ulga. To uwolnienie się z bryły lodu, kosztowało mnie dużo siły. Zachwiałam się na nogach i upadłam, ale Nico podbiegł i  złapał mnie, więc nie było to takie bolesne.
                Przytulił mnie mocno i pocałował w czoło. Nie wiem, może mi się to tylko wydawało, bo Nico przecież by czegoś takiego nie zrobił, a ja byłam ledwo przytomna.
- Jak dobrze, że nic ci nie jest. – szepnął mi do ucha.
                Byłam tak zmęczona, że wtuliłam się w niego i straciłam świadomość.




MIA

                Kiedy siedząc przed hotelem, zauważyłam Nico idącego z nieprzytomną Anabelle na rękach, omal nie dostałam zawału. Podbiegłam do nich przerażona.
- Co się stało? – spytałam Nico.
                On spojrzał na mnie swoimi wielkimi ciemnymi oczami.
- Chione. Znaleźliśmy Jacka – wskazał na wysokiego chłopaka, który im towarzyszył – i wiemy gdzie jest Kalipso.
- Ale co jej jest? Jesteście cali mokrzy! – dotknęłam ręki, a potem czoła Belli. – O bogowie ona jest zimna!
- Nie martw się, żyje. – powiedział Jack – Nie wiem co się stało, ale jak najszybciej musimy coś zrobić.
- Chłopaki są jeszcze? – spytał Nico. Mokre włosy poprzyklejały mu się do czoła.
- Prawie wszyscy poszli. Luke jeszcze został. Siedzi w swoim pokoju. On o wszystkim wie, więc nie musimy się o nic martwić. – spojrzałam z troską na Belle – Najpierw połóżmy ją do łóżka, potem będziemy myśleć.
                Ruszyłam przodem i szybkim krokiem weszłam do hotelu. Wjechaliśmy na górę windą. Bez pukania wparowałam do pokoju Luke’a. Mój brat siedział na łóżku ze spuszczoną głową.
                Kiedy nas zobaczył zerwał się na równe nogi.
- Co się stało? – był przestraszony.
                Nico położył delikatnie Anabelle na łóżku. Usiadłam obok niej. Odgarnęłam jej włosy z lodowatego czoła.
- Nie wiemy dokładnie. Chione ją zamroziła. Momentalnie zemdlała kiedy się uwolniła. Przynajmniej podejrzewam, że sama to zrobiła. – powiedział Nico. Na jego twarzy malował się wyraz rozpaczy.
                Luke ukląkł przed łóżkiem i złapał Belle za rękę.
- Szok termiczny.
- Co? – zdziwił się Leo, który dopiero co wszedł do pokoju.
- Za duża różnica temperatur. Do tego moc Chione. Skoro Bella sama się uwolniła, musiała do tego użyć magii.
- Skąd ty to wiesz? – spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nie wiem. Tak po prostu. – wzruszył ramionami – Wyjdzie z tego, ale musicie jak najszybciej dać jej ten sok dla herosów czy co tam.
- Nektar. – powiedziałam.
- Ja mam trochę.
 Leo pogrzebał w swoim pasie na narzędzia i wyjął z niego buteleczkę złotej cieczy. Luke wstał po nią i podał ją mnie. Otworzyłam korek i wlałam trochę kropel do ust Anabelle.
- Luke, może idź już do chłopaków. Fani na ciebie liczą. – spojrzałam w błękitne oczy brata.
Spojrzał na mnie dziwnie. Widać nie chciał iść.
- Wiecie co, wszyscy idźcie na koncert. Ja z nią zostanę.
Spojrzałam na Nico zszokowana. Czy on naprawdę wypowiedział te słowa? Przecież nienawidził Belli!
- Zostaniemy razem z Jackiem. Będę jej podawał nektar co jakiś czas. Wy idźcie się trochę rozerwijcie. Ja i tak nie zamierzałem iść na koncert. – wzruszył ramionami.
                W mojej głowie kotłowały się myśli. Chciałam zostać z Bellą, ale to nie miało sensu, tak jak mówił Nico. A poza tym…
- Dobrze. – wstałam.
- Co? – oburzył się Luke.
- Idziemy. – złapałam brata pod rękę i zaciągnęłam za drzwi. – Leo, chodź!



NICO

Usiadłem na łóżku. I przykryłem Anabelle kocem. Oddychała spokojnie. Jej ciemne włosy rozsypały się na poduszce.
- Słuchaj. Wiem, że waszym celem jest odnaleźć Kalipso. I wiem, że ja muszę wam pomóc. Wiem gdzie ona jest. Wiem, że też mam w tej misji swoją rolę do odegrania. I pomogę wam.
                Spojrzałem na Jacka. Zapomniałem zupełnie o jego obecności. Zachowywał spokój, podczas gdy ja byłem na skraju rozpaczy.
- Jasne, dzięki.
- To ja… Idę się przejść. Popilnuj jej. – spojrzał na Belle i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
                Pogłaskałem dziewczynę po ręku. Dopiero teraz poczułem jaki jestem wyczerpany. Nie liczyło się to wtedy, kiedy Belli groziło niebezpieczeństwo.
- Proszę, proszę obudź się… - szepnąłem. – Nie wiem, co zrobię jak znowu kogoś stracę.
                Czułem, jak zamykają mi się oczy. Położyłem głowę na poduszce, obok Anabelle. Przytuliłem ją i pocałowałem w czubek głowy. Pogłaskałem dziewczynę po policzku i od razu zasnąłem.




MIA

Teraz już wiedziałam, czemu Nico chciał zostać z Anabelle. Wiedziałam wszystko. Jego emocje były tak silne, tak wyraźne, że wyczytałam z nich wszystko jak z otwartych kart.
- Trzymajcie. To identyfikatory, będziecie mogli chodzić, gdzie chcecie.
Michael  podał każdemu z nas identyfikator na smyczy. Założyłam go przez głowę i poprawiłam włosy. Przedłużyłam je sobie do pasa i wyprostowałam. Najbardziej właśnie lubiłam się bawić włosami. Tak poza tym to ubrałam zieloną sukienkę bez rękawów, która rozszerzała się w talii. Na ramiona narzuciłam czarną skórzaną kurtkę. Na nogach miałam czarne szpilki.
Od kiedy wyszłam z pokoju wszyscy się na mnie patrzyli. Chłopcy maślanymi oczami, a dziewczyny z zazdrością. Było mi to obojętne. Leo poszedł właśnie przyglądać się jak obsługuje się scenę i cały sprzęt.
Michael uśmiechnął się do mnie i złapał w pasie.
- Ślicznie wyglądasz.
- Ej, ej, ej Mikey, co w ciebie wstąpiło?  - zaśmiał się Ashton, który właśnie wiązał czarną bandanę na głowie.
- No co, fajną masz dziewczynę. – mrugnął do mnie. Miał taki słodki, dziecięcy uśmiech.
- Nie jest moją dziewczyną. – powiedział Ash nadal się uśmiechając.
- A powinna być. – Michael puścił mnie i przeczesał dłonią włosy aktualnie w kolorze fuksji. – Dobra idę zobaczyć jak idzie Calowi strojenie się przed występem.
Poszedł do Caluma, który właśnie przeglądał się w lustrze. Ash stał plecami do odchodzącego Mikeya, który komicznie pokazał gest całowania. Spojrzałam na niego groźnie, ale on tylko posłał mi oczko i odszedł.



Ashton obejrzał się, ale po chwili zwrócił wzrok ku mnie.
- Miał rację.
- Hm? – zmarszczyła brwi.
-  Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję. – przesadnie zatrzepotałam rzęsami i zachichotałam jak idiotka.
- To jak, jutro aktualne? – zaśmiał się.
- Hmmm… no nie wiem czy zasłużyłeś. – udałam, że się nad czymś głęboko zastanawiam.
                Ashton objął mnie w pasie i mocno przytrzymał.
- A co mam zrobić? – szepnął mi do ucha. Czując jego ciepły oddech na szyi, przeszły mnie ciarki. Musnął ustami moje ucho i pocałował delikatnie w policzek.
-Ash…  nie wiem,  zastanowię się. – spróbowałam się odsunąć, a on bez oporów mi na to pozwolił.
                Uśmiechnął się promiennie. Ktoś zawołał chłopaków, że muszą już wyjść na scenę. Życzyłam powodzenia Ashowi i patrzyłam jak odchodzi.
                Po chwili poczułam czyjąś rękę na talii.
- Jak mam sobie na to zasłużyć?
                Odwróciłam się i Leo mnie objął. Spojrzał mi w oczy. Był śmiertelnie poważny. Przez chwilę byłam zaskoczona, i panowała cisza. Nagle Leo wybuchnął śmiechem i mnie puścił. Poczułam jak na policzki wychodzą mi rumieńce. Pchnęłam chłopak w pierś.
- Przestań!
Nadal się śmiał.
- Żebyś widziała swoją minę! Ha ha ha!
                Zdenerwowałam się i chciałam odejść, ale on mi nie pozwolił.
- No nie denerwuj się tak. Ale uważaj na tego chłopaka. Patrzył na ciebie jakby miał inną, własną definicję słów „pójść na lody”.
Teraz to Leo już zwijał się ze śmiechu. Nie mógł złapać tchu. Ja nadal byłam czerwona jak burak.
- Serio? Na tyle cię stać? – założyłam ręce na piersi – Widać jaki jesteś dojrzały.
                Poczekałam aż się opanuje. Spojrzał na mnie nadal się uśmiechając.
- Nie rozumiem co ty w nim widzisz.  – pokręcił głową.
- A co cię to obchodzi? Zazdrosny jesteś, czy co? – rzuciłam bezmyślnie.
- Może… - spoważniał.
                Nagle sobie uświadomiłam co zrobiłam.
- Dobra, ja idę posłuchać chłopaków, nie wiem jak ty.

                Odwróciłam się i ruszyłam ku scenie. Słyszałam jak Leo idzie za mną. Żadne z nas się już więcej nie odzywało.

_________________________________________