wtorek, 27 stycznia 2015

Nie to nie rozdział, ale notka informacyjna :D


Witam kochani moi!

Piszę tę notkę, żeby uświadomić wam kilka spraw :D
Muszę wyjaśnić wam parę rzeczy. Oto one:

______________

WSTAWIANIE POSTÓW NA BLOGA

Wiem, że bardzo wam się podoba i z niecierpliwością oczekujecie na kolejne posty. Staram się wstawiać je regularnie. Ale zrozumcie - nie jestem maszyną :D Pisanie jest dla mnie oderwaniem się od rzeczywistości. Tworzę historie, które same chciałabym przeżyć. Ale niestety mam też swoje życie. 
Po 1. - W tej chwili jestem w III gimnazjum i niestety, ale piszę w tym roku testy. Muszę też podciągnąć oceny, żebym dostała się do szkoły, o której marzę. Po testach też nie będę miała zbytnio czasu pisać, ponieważ chciałabym ten ostatni czas spędzić z moją klasą.
Po 2 - czytanie. Zrozumcie to moja wielka pasja, a ostatnio zupełnie nie mam czasu czytać. Chciałabym mieć czas również na to.
Po 3 - nie zawsze mam wenę do pisania. 
Po 4 - mam przyjaciół i rodzinę, z którymi też chciałabym się spotykać. 

Posty nie będą pojawiały się regularnie, ponieważ zawsze może coś wypaść. 

________________

NOWI BOHATEROWIE

Tak kochani, planuję wprowadzić do opowieści jeszcze wieeeeeeelu nowych bohaterów. Będą pojawiali się w zakładce "Bohaterowie".
Ale mam pytanie. Wolicie, żebym skupiała się bardziej na misji i na herosowaniu, czy bardziej na problemach bohaterów, miłości i takie tam? Odpowiedzcie w komentarzach. 

_____________

KOMENTARZE

Naprawdę dziękuję wam za tyle pozytywnych komentarzy <3 Bardzo się cieszę, że ktoś docenił moją pracę włożoną w ten blog :D 
Ale mam jeszcze malutką prośbę. Jeżeli piszecie z anonima, to proszę, podpisujcie się oki? Bo tak to będę mogła was rozróżniać. Inaczej czuję się jakby komentowała jedna i ta sama osoba :)

___________________

GIFY

Podoba wam się taki wystrój? (Gify to chyba najdłuższa robota jaką wykonuję podczas wstawiania postów :P)

_____________________

PS. Więcej czasu na pisanie i wstawianie postów będę miała w czasie ferii - 16.02 - 01.02.
Wtedy rozdziały będą pojawiały się o wiele częściej :D 

Jeżeli macie jakieś pytania, to piszcie w komentarzach :D

POZDRAWIAM! :* - Dżulls.


poniedziałek, 26 stycznia 2015

VII. Sosowe komplikacje

                
Hej kochani :D Prośba taka jak w moim ostatnim poście :) 
W nagrodę daję wam ten rozdział już dzień po poprzednim.

PS. Chłopaki będą brali udział w dalszej historii, dlatego niebawem dodam ich do zakładki BOHATEROWIE :D

Pozdrowionka! :* - Dżulls.

_____________________________


LEO

                Tego dnia podróżowaliśmy do Bostonu.  Znowu jadąc samochodem, stwierdziłem, że to banalna maszyna. Bardzo łatwa w obsłudze. Mgła w spreju, którą zabrałem ze sobą, sprawiała, że śmiertelnicy widzieli we mnie mężczyznę w średnim wieku, więc nie było problemu, z tym, że ujrzą wątłego nastolatka za kierownicą.
                Bella siedziała obok mnie i wyglądała przez otwarte okno. Pogoda od wczoraj się nie zmieniła. Było okropnie gorąco. Do celu został nam jeszcze kawał drogi. W radiu zmieniła się piosenka i Mia nagle podskoczyła na siedzeniu.
- 5SOS!
                You look so perfect standing there 
In my American Apparel underwear…  

Słyszałem słowa piosenki, która od razu wpadła mi w ucho. Bella zdjęła okulary przeciwsłoneczne i spojrzała powoli do tyłu.

- Nawet niezłe.
- To mój brat – powiedziała Mia.
                Anabelle uśmiechnęła się i wróciła wzrokiem do drogi.



ANABELLE

                Wysiadając z samochodu spojrzałam na zegarek. Była pierwsza po południu. Mia chciała spotkać się z bratem i chłopakami, którzy zatrzymali się w sławnym bostońskim hotelu. Wysiedliśmy przed nim ja, ona i Nico, a Leo pojechał zaparkować. Weszliśmy po schodach ale zatrzymał nas pracownik hotelu.
- Kim państwo są?
- Jestem siostrą Luke’a Hemmingsa i… - nie zdążyła dokończyć Mia, bo facet jej przerwał.
- Taaaa jasne, dużo dziewczyn tak chciało mnie nabrać . – przewrócił oczami – A teraz zmykajcie zanim wezwę ochronę.
- Przepraszam bardzo. – wystąpiłam naprzód – Nie takim tonem proszę.
                Machnęłam mu palcem przed oczami.
- Zjeżdżaj stąd laluniu razem ze swoimi koleżkami. – uśmiechnął się półgębkiem i spojrzał ku moim przyjaciołom.
                Machnęłam ręką i kamień leżący obok spadł mężczyźnie na stopę. Wrzasnął.
- Idźcie stąd, bo naprawdę wezwę ochronę! Już!
- Mia?
                Wszyscy spojrzeliśmy ku drzwiom hotelu. Stał w nich wysoki blondyn, z kolczykiem w wardze. Miał taki słodki uśmiech i śliczne oczy. Westchnęłam z rozmarzeniem. Co ja robię? Natychmiast się opanowałam i zobaczyłam jak Mia wpada w ramiona chłopaka. Był od niej sporo wyższy.
                Kiedy oderwali się od siebie chłopak nadal obejmował jej ramię i spojrzał na mnie. Nasze oczy się spotkały i poczułam, że się rumienię.
- Hej, to jest Luke. – Mia wskazała na brata. – A to jest Anabelle, Nico i Leo. – wskazała po kolei na nas.
                Luke podszedł do nas i przywitał się uściskiem ręki. Kiedy dotknął mojej, poczułam jakby przeszył mnie prąd.
- To co? Może pójdziemy do chłopaków?
- No jasne! Dawno ich nie widziałam. – moja przyjaciółka prawie skakała z radości.
                Weszliśmy za Lukiem do hotelu, który wystrojony był w kolorze zielonym i złotym. Było w nim tak przyjemnie chłodno. Wpakowaliśmy się do windy i stanęłam obok Nico. Nasze ramiona się stykały. Zobaczyłam, że patrzy kątem oka na Luke’a. Nie był zadowolony.  
                Wyszliśmy wszyscy na szeroki korytarz, na którego środku stał chłopak z czerwonymi włosami.
- To Michael. – powiedział Luke.  – Ej koleś ubierz się, co. Dziewczyny tu przyszły.
                 Chłopak uniósł rękę w powitalnym geście i uśmiechnął się. Był ubrany w same slipki. W samochodziki.
- Oj no gorąco jest.
- Proszę. – syknął Luke.
 Michael poszedł na koniec korytarza, z którego właśnie szło dwóch następnych chłopaków. Jeden miał taki słodki uśmiech, że serce mi się rozpływało. Na włosach nosił czerwoną bandanę. Drugi miał ciemne oczy, włosy, i był ubrany w kąpielówki. Na rękach miał tatuaże.
- Hej powiedział ten słodki. Jestem Ashton, a to Calum – wskazał drugiego. – Właśnie szliśmy na basen.
- Jasne, idżcie. – powiedział Luke.
- Za jakąś godzinkę do was przyjdziemy. – pomachał nam na pożegnanie Calum i wszedł do windy.
- Ej chłopaki czekajcie! – krzyknął Leo. – Idę z wami! – i poszedł.
Razem z Mią i Nico weszliśmy do pokoju Luke’a, w którym walało się pełno ciuchów i innych badziewi.
- Przepraszam za bałagan.
Próbował Pozbierać wszystko z łóżka, żebyśmy mogli usiąść. Klapnęłam na rogu. Luke usiadł obok mnie. Udawałam, że bardzo zainteresowały mnie moje paznokcie.
- No to co tam siostra? Opowiadaj! Zwrócił się do Mii.
- Słyszałeś już chyba od taty, że jesteśmy na misji. Ale kiedy usłyszeliśmy, że tu będziecie, postanowiliśmy przyjechać na wasz koncert – uśmiechnęła się.
- Świetnie, że jesteście. Będziecie mogli oglądać nas ze sceny. – wyszczerzył zęby.




MIA

                Cieszyłam się, że znowu spotkałam się z bratem. W tej chwili siedzieliśmy nas basenem i patrzyliśmy jak reszta moich przyjaciół kąpie się w chłodnej wodzie. Tylko Nico siedział w cieniu jednej z palm i od czasu do czasu na nas zerkał.
- Jak tam, masz kogoś na oku? – Luke trącił mnie łokciem.
- Nieee, na razie nie.
- Jaaasne… - uśmiechnął się, jakby myślał zupełnie odwrotnie.
 - A ty? – szturchnęłam go w umięśnione ramię.
- Od dawna z żadną dziewczyną się nie spotykałem.
                Spojrzał w stronę przyjaciół. Ashton właśnie złapał roześmianą Anabelle i próbował jej zabrać piłkę. Jego z zespołu lubiłam najbardziej. Kiedyś nawet chciał się ze mną umówić, ale ja traktowałam go wtedy jak brata. Ale teraz… wydoroślał i stał się przystojniejszy. Jego uśmiech sprawiał, że pod dziewczynami uginały się kolana.
- Hm… A ta twoja przyjaciółka… Anabelle… ma chłopaka? – Luke popatrzył nieśmiało w jej stronę.
Właśnie wskoczyła Michaelowi na plecy i próbowała go podtopić. Leo chciał jej pomóc. Modliłam, się, żeby przez przypadek nie użyła swoich mocy. Mielibyśmy wtedy dużo do wytłumaczenia.
- Podoba ci się? – spojrzałam na brata z rozbawieniem.
- No tak jakby – wzruszył ramionami.
- O hola hola, ziomuś, ona nie jest wcale łatwa. – zaśmiałam się – Ale tak, jest wolna.
Twarz Luke’a rozjaśniła się.


 ANABELLE

Kiedy wyszłam z wody, położyłam się na leżaku i odpoczywałam. Nigdy jeszcze nie spotkałam tak fajnych i sympatycznych chłopaków. Najbardziej z nich wszystkich polubiłam Caluma, który był naprawdę zabawny, ale też trochę nieśmiały. Poczułam , że ktoś przesłonił mi słońce.
Podniosłam głowę i ujrzałam blond czuprynę połyskującą w słońcu. Przesłoniłam oczy i spojrzałam na Luke’a.
- Co tam? – spytałam.
- Hm. Chcesz się przejść? – uśmiechnął się lekko.
- No mogę. Wstałam i owinęłam sobie błękitne pareo wokół bioder. – spojrzałam na chłopaka – Która jest godzina?
- Nie wiem. Koło czwartej?
- Zdążycie przygotować się na koncert?
- No jasne, próbę mieliśmy już wczoraj.
- Okay.
Podszedł do mnie i musnął moją rękę swoją dłonią. Zadrżałam. Nie wiem czemu reagowałam tak na jego dotyk.
- Chodźmy na plażę. – powiedział.
Kiedy szliśmy obok hotelu, zauważyłam Nico skrytego w cieniu drzewa. Gapił się na nas. Odwróciłam wzrok i podążyłam za Luke’iem.



NICO

Nie miałem ochoty spędzać czasu z tymi chłopakami. Niezbyt przypadli mi do gustu. A szczególnie ten Luke. Mimo, że uwielbiałem Mię, nienawidziłem jej brata. A teraz, kiedy patrzyłem jak oddala się z Anabelle, coś zżerało mnie od środka. Bezszelestnie ruszyłem za nimi. Byłem w tym mistrzem.
Kiedy dotarli do plaży schowałem się w małym lasku. Obserwowałem ich z ukrycia. Dla normalnego człowieka byłoby to co najmniej dziwne. Ale ja nie byłem normalny.






ANABELLE

Usiedliśmy na piasku. Po drodze nie rozmawialiśmy prawie wcale. Wzburzone fale rozbijały się o brzeg. Na tej plaży nie było prawie nikogo. W pewnym momencie Luke wstał i ruszył w stronę wody. Zatrzymał się, kiedy zobaczył, że za nim nie idę.
- No chooodź. – prosił.
- Nie. Do oceanu nie wchodzę, nie umiem pływać. Spuściłam wzrok na piasek.
Luke popatrzył na mnie.
- Serio? Władasz wodą i nie potrafisz pływać?
- Nie rozumiesz. Nie jestem dzieckiem Posejdona. Nie umiem oddychać pod wodą. Mogę władać tylko małymi jej ilościami.
- Oj tam. Chodź. Nauczę cię.
Nie zdążyłam zaprotestować, złapał mnie za rękę i podniósł z ziemi. Pociągnął w stronę wody. Kiedy weszłam do oceanu, trzymał mnie za rękę. Stanęliśmy dopiero jak woda zaczęła sięgać mi do pasa.
- Połóż się. – powiedział spokojnie.
- Co?!
- Spróbuj położyć się na plecach.
- Nie!
- Proszę?
- No dobra. – zgodziłam się niechętnie.
                Spróbowałam położyć się na plecach, a Luke złapał mnie od spodu. Musiałam mu zaufać.
- Widzisz? Unosisz się na wodzie. Prawie cię nie dotykam.
Uśmiechnął się.
- A teraz cię puszczę.
- Co? Nie…!
Zabrał ręce a ja zaczęłam panikować i zanurzyłam się cała w wodzie. Spróbowałam ustać na nogach, ale zrobiłam to z trudem. Kiedy wynurzyłam się, zaczęłam kaszleć wodą. Luke tylko patrzył na mnie i nie mógł przestać się śmiać, trzymając się za brzuch.
- Tak cię to śmieszy? Miałeś mnie uczyć pływać, a nie próbować utopić!
Zaśmiał się jeszcze głośniej. Zdenerwowana ruszyłam w stronę brzegu, ale on złapał mnie w pasie i odwrócił w swoją stronę.
- Przepraszam, ale tak śmiesznie spanikowałaś. – uśmiechał się nadal.
Również się uśmiechnęłam. Był taki słodki, nie mogłam się na niego gniewać. Z bliska widziałam krople wody na jego rzęsach. Dotknął kciukiem mojego policzka i zjechał powoli do podbródka. Przybliżył się i musnął wargami moje usta. Zrobił to nieśmiało. Ale po chwili pocałował mnie pewniej.  Jego usta był  miękkie, a srebrny kolczyk chłodny. To był delikatny, słodki pocałunek.
Odskoczyliśmy od siebie, kiedy usłyszeliśmy głośny krzyk frustracji  i głuche łupnięcie gdzieś na plaży.
- Co to było? – Luke spojrzał w tamtą stronę.
Ujrzałam czarnowłosego chłopaka przechodzącego między drzewami i idącego szybkim krokiem ku hotelowi.
- Nico…



MIA

Siedziałam z Ashtonem, Calumem i Michaelem w ich pokoju. Leo poszedł szukać Nico, który gdzieś zniknął. Calum i Michael grali w pokera. Znaczy próbowali. W sumie to chyba nie był poker. Tak naprawdę to wymyślili zupełnie nowe zasady.
- Bardzo się zmieniłaś. – powiedział do mnie Ashton. Miał śliczne dołeczki kiedy się uśmiechał.
- Ty też. Nie pamiętam nawet kiedy mnie tak przerosłeś. Przecież byłam większa od ciebie. – szturchnęłam go w pierś.
- Nie przypominaj mi. – skrzywił się. – Zapraszanie na randkę wyższej dziewczyny, która w dodatku była młodsza od ciebie, nie było jednym z moich najlepszych doświadczeń.
- JEEST! – krzyknął głośno Calum. – Wygrałem!
- Wcale nie! – Mikey rzucił karty na łóżko. – To dziesiątka bije wszystko!
- Tak było wcześniej. Teraz miało być inaczej. – prychnął Cal.
- Oh zamknijcie się. – powiedział Ash, a chłopcy spojrzeli na niego z wyrzutem, ale siedzieli już cicho i zaczynali nową grę.
- Jak już mówiłem, nie było to miłe doświadczenie. – Ash zwrócił swoje orzechowe oczy ku mnie. – Więc może je ulepszymy?
-Co masz na myśli? – zmarszczyłam brwi.
- Może przeszłabyś się ze mną jutro na lody? – oparł się o ścianę.
- Oj Ash… - posmutniałam. – Nie wiem, czy tak długo zostaniemy. Ale jeżeli tak to jasne.
Rozchmurzył się. Złapał mnie za rękę i pocałował lekko w policzek.
W tej chwili. Do pokoju wszedł Leo. Spojrzał na nas zaskoczony, ale po chwili na jego twarzy pojawiło się coś innego. Niepokój.
- Mia jesteś potrzebna. Nico chce nas zostawić.



ANABELLE

- Przepraszam cię Luke. Naprawdę. – obserwowałam chłopaka, który teraz siedział zrezygnowany na piasku. - Po prostu nie mogę.
- Wiesz w ogóle o co mu chodzi? Lubisz go? – patrzył na mnie pytająco.
- Nie w ten sposób. Nie wiem o co mu chodziło. On nawet ze mną nie rozmawia. Ale nie chodzi o niego.
- A o co?
- Jesteśmy zupełnie inni Luke. Każde z nas ma swoje życie, swoich przyjaciół. Może się kiedyś jeszcze spotkamy.  Ale jako przyjaciele. Jasne?
- Ehem. – mruknął chłopak.
Objęłam go jeszcze ramieniem.
- Chyba powinieneś już iść. Spóźnisz się na koncert.
- Mhm. A ty? Idziesz?
- Nie, jeszcze chwilę posiedzę. Trafię do hotelu nie martw się, zaraz przyjdę.



LEO

- Nico, nie możesz.
- A kto mi zabroni?! Wy? Jesteście śmieszni.
- Nico uspokój się. – powiedziałą Mia.
Podeszła i szepnęła mi ukradkiem na ucho
- Czuję, że jest strasznie zazdrosny i wściekły.
- Ale o kogo niby?
- Nie wiem.
                Podeszła do Nica, który w końcu usiadł na łóżku.
                - Nico. Co się stało?
                - Nie powinno was to obchodzić – syknął.
                - Chłopie, nie możesz nas tak po prostu zostawić. Potrzebujemy cię. – nalegałem. – Bez ciebie się to nie uda.
- Mam gdzieś tą waszą misję. Sami możecie odnaleźć tego gnojka. Jesteście już blisko. – powiedział spokojnie z naciskiem, wpatrując się w podłogę.
- A co z Kalipso?
Nico powoli uniósł wzrok. Spojrzał na mnie. Widziałem, że rozumie. Wahał się prze chwilę.
- Dobra, przemyślę to jeszcze. Idę się przejść.
I wyszedł z pokoju.


____________________________________

niedziela, 25 stycznia 2015

VI. Lato, słońce i trochę przeprosin


Takie ostrzeżenie ode mnie :D

PROSZĘ KOMENTUJCIE BO TO NAPRAWDĘ MOTYWUJE!

NASTĘPNY POST DODAM JEŻELI BĘDZIE CHOCIAŻ 5 KOMENTARZY.
Widzę, że czytacie mojego bloga, to czemu nie można by powiedzieć o nim parę słów? 
Odblokowałam anonimowe komentowanie, więc nie trzeba się babrać z kontami itp. 
Ale proszę wyraźcie swoje zdanie na ten temat. 

Pozdrawiam! Miłego czytania ;) :*  - Dżulls.

___________________________________________________________




MIA


   Jechaliśmy w milczeniu na północ. Leo nie był taki zły w te klocki. Siedziałam z tyłu, tak jak Nico mnie prosił. Od początku podróży się nie odzywał.
                Mieliśmy jechać drogą numer 95 i zatrzymać się w Stratford. Około piątej po południu dotarliśmy na miejsce. Wysiedliśmy przed przeciętnym hotelem. Anabelle poszła zarezerwować dwa pokoje na jedną noc. Ja zostałam z chłopakami, którzy patrzyli w przeciwne strony.

***

                Wchodząc do pokoju, który miałam dzielić z Anabelle, uznałam że nie jest tak źle. W sumie to nawet było bardzo w porządku. Rzuciłam swoją torbę na łóżko po lewej.
- Ale gorąco. – otworzyłam okno.
- Zamknij. – powiedziała Anabelle i machnęła ręką. W pokoju nagle powiało chłodem.
- O jaaaa kocham cię. – zamknęłam okno i padłam na rozgrzaną pościel.
- Chłopaki pewnie się ugotują. Jeżeli w ogóle przeżyją swoje towarzystwo.
                Uniosłam głowę. Anabelle siedziała na swoim łóżku i bawiła się kosmykiem włosów. To chyba było już jakieś jej przyzwyczajenie.
- Nie martw się, dadzą sobie radę. Zresztą wątpię, że Nico będzie siedział w pokoju.
                Przewróciłam się na bok i podparłam głowę ręką. W tej samej chwili drzwi się otworzyły i weszli chłopcy.
- Na dole jest maszyna z lodami i pomyślałem, że może chciałybyście się ochłodzić. – uśmiechnął się Leo.
                Uniósł do góry ręce w których trzymał kręcone lody z maszyny. Podszedł do Anabelle i wręczył jej jednego. Nico zrobił to samo podchodząc do mnie. Usiadł na podłodze obok mojego łóżka i westchnął.
- Jak tu u was chłodno. Za drzwiami można się ugotować.
- To Anabelle. – zaczęłam jeść loda, który przyjemnie chłodził mnie od środka.
                Nico się wzdrygnął się. Był dziwnie miły. Spojrzałam na Leo, który usiadł obok Belli. Dziwne. Co on mu zrobił?
- No i co teraz robimy?  - odezwał się, oblizując usta.
- Nie wiem. W sumie, to wyruszamy jutro tak? Ale gdzie? – kiedy to powiedziałam, przede mną pojawiła się twarz mojego taty, w tęczy.
Az podskoczyłam i ubrudziłam lodem nos. Wszyscy zaczęli się śmiać. Nawet Nico zachichotał pod nosem. Mój tata też wybuchnął basowym śmiechem. Wzięłam chusteczkę z szafki nocnej i wytarłam twarz.
- Dobra już przestańcie. – mruknęłam. – Czeeść tatoo, co chciałeś?
-  Mówiłem ci już, że mam dla ciebie niespodziankę. Gdzie teraz jesteście? – spojrzał na mnie.
- W Stratford. – powiedział Nico.
- O, to nawet dobrze się składa. Niedaleko Bostonu. – tata zrobił tajemniczą minę.
- A o co chodzi? – zmrużyłam oczy.
- Twój brat razem z zespołem ma tam jutro koncert.
- CO?! – wstałam raptownie i upuściłam loda prosto na głowę Nica. Leo i Bella dusili się ze śmiechu.
- EJ! – krzyknął chłopak.
- To co słyszałaś. – tata zachichotał.
- Ale że…
- Mnie nie będzie. Koncert odbędzie się na tej wielkiej scenie na plaży. Byliśmy tam już kiedyś pamiętasz? No koncercie Taylor Swift.
                Stałam z otwartą buzią. Wyszczerzyłam zęby  i pisnęłam z radości.
- To cudownie! A o której się zaczyna?
- O 20. Przepraszam kochanie ale muszę już lecieć. – powiedział to i już go nie było.
                Bałam tak uradowana, że nie mogłam się opanować. Spojrzałam na Nico, który  teraz stał obok mnie, próbując wytrzeć z włosów białą substancję. Leo leżał na podłodze turlając się ze śmiechu, a Anabelle ukryła twarz w dłoniach.
               


NICO

- Hej, jest dopiero 18. Może przeszlibyśmy się na plażę? Jest tak gorąco. I przy okazji – pokazałem  na swoje włosy i ręce – zmyłbym to z siebie.
- Jasne. –  przytaknęła Mia  – Idziecie?
              Zwróciła się do Leo i Anabelle, którzy zdołali się opanować. Zgodzili się. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do swojego, tuź obok. Spłukałem ręce i przeprałem się w czarne kąpielówki. Założyłem też czarną koszulkę i trampki. Kiedy miałem już wychodzić do pokoju wszedł Leo. Stanął przede mną i spojrzał mi w oczy. Nie był zły.
- Słuchaj Nico. Wiem ile przeszedłeś. Jesteśmy w jednej drużynie. Nie powinniśmy się kłócić. Ale to co zrobiłeś ostatnio to była lekka przeginka. – machał mi palcem przed oczami.
- Jasne. – odwróciłem wzrok i chciałem przejść ale on nadal zagradzał mi drogę.
- E-e. Najpierw masz obiecać, że więcej takiej sytuacji nie będzie. Nie wiem czemu tak nie lubisz Anabelle, ale bądź dla niej milszy. Nie musisz z nią rozmawiać nie wiem o czym. Ale nie dokuczaj jasne? – spojrzałem na niego. – Jest moją przyjaciółką i jeżeli ją obrazisz, nie zawaham się zrobić tego co ostatnio.
- Dobrze rozumiem. Obiecuję. 
               Jeszcze raz obrzucił mnie gniewnym spojrzeniem i odsunął się na bok. Zdziwiłem się, bo posłał mi wesoły uśmiech
- No! To idź do dziewczyn i poczekajcie na mnie przed hotelem. A ja się przebiorę.
- Mhm. – mruknąłem i poszedłem do pokoju dziewczyn.
                Ledwo co uchyliłem drzwi, coś łupnęło mnie w twarz i usłyszałem wrzask. Spojrzałem w dół. To był laczek. Serio? One spakowały się jak na jakieś wakacje?
- Wyjdź! – usłyszałem wrzask Anabelle.
- Jasne! Jasne! – zasłoniłem oczy i uniosłem drugą rękę w geście pojednawczym.
                  Wyszedłem na korytarz i zamknąłem za sobą drzwi. Oparłem się ścianę i westchnąłem. Po jakiś 5 minutach drzwi znowu się otworzyły i z pokoju wyszła Mia. Miała na sobie krótki top odsłaniający brzuch i jeansowe szorty. Przez ramię przewiesiła białą, płócienną torbę, a w ręku trzymała koszulę.
- Serio? – pokazałem na koszulę. – Jest z 40 stopni!
- Oj nie czepiaj się, po zmierzchu może się zrobić chłodno. – nałożyła na oczy okulary przeciwsłoneczne w białych oprawkach.
- Jasne…
                Z pokoju wyszła Anabelle. Miała na sobie granatową sukienkę podkreślającą kolor jej oczu. Włosy rozpływały się falami na jej ramionach. Była nieco wyższa od Mii. Przez ramię przewiesiła tylko płócienny plecak. Spojrzała się na mnie, po czym odwróciła wzrok. Ruszyliśmy na zewnątrz. Kiedy przeszliśmy przez drzwi uderzyła w nas fala gorącego powietrza.  
- O bogowie… - stęknęła Bella.
- Chodźmy jak najszybciej do tej wody. – skrzywiła się Mia
- A Leo?
- Już idzie. – skinąłem głową w stronę hotelu.
                Leo ubrał się w pstrokatą koszulkę i brązowe kąpielówki. Na nogach miał klapki. Szedł dziarskim krokiem.
- No to co laseczki?
- I ja.
- I Nico? Idziemy!


ANABELLE

                Kiedy doszliśmy na plażę, byliśmy już cali mokrzy. Zatrzymaliśmy się i rzuciliśmy wszystko na piasek. No… przynajmniej ja i Mia. Chłopcy rozłożyli koc i usiedliśmy na nim. Wszyscy rozebraliśmy się do kąpielówek. Ja założyłam swoje niebieskie w kwiatki. Mia miała zwykłe, białe bikini.
- To ja lecę się ochłodzić! – powiedział Leo i pobiegł do wody.
              Przewrócił po drodze jakiegoś dzieciaka. Wybuchnęłam śmiechem. Nico poszedł w ślad za Leo. Był wyższy od niego i trochę lepiej zbudowany.
- Ja najpierw sobie trochę poleżę. – powiedziałam i położyłam się na brzuchu.
- Jasne. – uśmiechnęła się Mia. – Ja chyba…
                Nie zdążyła dokończyć. Leo złapał ją od tyłu i podniósł.
- Leo! Puść. Mnie. Zostaw!
               Wyrywała się, ale chłopakowi udało się ją zaciągnąć do wody. Zanurzył ją po szyję . Śmiałam się. Potem rozłożyłam się na kocu i zamknęłam oczy. Leżałam tak może z 15 minut może z pół godziny. Nie wiem. Nagle poczułam jak czyjeś ręce unoszą mnie do góry.
- Myślałaś, że ciebie pominiemy? – usłyszałam głos Leo.
                Chłopcy odwrócili mnie do góry brzuchem. I zaczęli wlec w stronę oceanu. Krzyczałam, wierzgałam ale przecież nie wygram z dwoma chłopakami. Rozłożyłam ręce i sprawiłam, że piasek zawirował wokół nich, przeszkadzając w poruszaniu się.
- Przestań!  Tu są śmiertelnicy! – syknął Nico.
                Zrobiłam co kazał ale nadal próbowałam się wyrwać. Kiedy poczułam kropelki zimnej wody na plecach, krzyknęłam.
- Zostawcie mnie!
- Chodź na pomost. – powiedział Leo. 
                O nie – pomyślałam.
                Nagle poczułam jak wpadam do wody. Wypłynęłam na powierzchnię. Próbowałam dotknąć nogami dna. Nie było go. Leo i Nico stali na pomoście i się śmiali.
- Chłopaki, ja nie umiem pływać! – próbowałam utrzymać się na powierzchni. Nagle na ich twarzach pojawiło się przerażenie. Nico pierwszy zareagował. Wskoczył do wody i złapał mnie w pasie przytrzymując nad wodą. Od jego dotyku przeszły mnie ciarki. Było to dziwne w tym momencie.
- Obejmij mnie z szyję. – powiedział. Zrobiłam to. Przepłynęliśmy kawałek i poczułam grunt pod nogami.
- Już w porządku powiedziałam. – nie zareagował – Możesz mnie puścić.
                Zrobił to, ale niechętnie. Leo już wbiegał do wody ochlapując wszystkich w około.
- Boże, nic ci się nie stało?!  Wszystko okej?!  Przepraszam! – zrobił minę winowajcy.
- Nie wszystko w porządku. Ale możesz tak nie krzyczeć?  - szepnęłam.
- No tak… oczywiście.

  ***

               Razem z Leo poszłam do Mii, która siedziała na kocu. Nico postanowił jeszcze popływać. Więcej się do mnie nie odezwał.
                Usiedliśmy razem i rozkoszowaliśmy się słońcem. Razem z Mią komentowałyśmy wygląd ludzi i wypatrywałyśmy fajnych chłopaków.
- Ehhh, nie mogę uwierzyć, że w końcu spotkam się z moim bratem.  – westchnęła.
- A tak w ogóle to jaki to jest zespół? – zapytałam.
- 5 seconds of summer – odparła.
- Może coś obiło mi się o uszy.
Mia uśmiechnęła się słodko. Spojrzałam na Leo. Patrzył a nią z bólem w oczach.
- Przepraszam, muszę się przejść. – powiedział, wstał i poszedł w stronę promenady.
- Pójdę do niego. – powiedziała Mia i również mnie zostawiła. Nudziło mi się, więc zaczęłam budować zamek z piasku.


LEO

Szedłem po gorącym bruku wpatrując się w przechodniów. Dzieci w około biegały i piszczały. Starsze panie siedziały na murku i plotkowały. Dwie dziewczyny wpatrywały się we mnie kiedy przechodziłem obok.
                Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłem się.
- O matko… -westchnąłem.
- Coś nie tak? – Mia spojrzała na mnie pytająco. Patrzenie na nią sprawiało mi ból.
- Nie, przepraszam, chciałem przejść się chwilę sam.
- Coś się stało? – patrzyła na mnie zmartwionym wzrokiem.
- Nie. – odwróciłem się i ruszyłem dalej. Miałem nadzieję, że nie będzie z mną szła. Zatrzymałem się dopiero przy końcu promenady. Oparłem się o murek i zacząłem wpatrywać się w błękitne fale.
- Leo. – usłyszałem szept. Odwróciłem się.
- Powiedziałem żebyś mnie zostawiła! – krzyknąłem zirytowany. Wpatrywała się we mnie tymi swoimi zielonymi oczami.
- Dobrze… przepraszam… już sobie idę. – chciała odejść, kiedy złapałem ją za rękę.
- Nie, to ja przepraszam. – odwróciłem wzrok. – Po prostu…
                Objęła mnie w pasie i przytuliła się. Odwzajemniłem uścisk. Staliśmy tak przez chwilę. Kiedy uniosła głowę spojrzała mi w oczy. Nadal staliśmy obejmując się.
- Po prostu… za bardzo mi ją przypominasz. – popatrzyłem ponad jej głową wzruszając ramionami.                  Złapała mnie z podbródek i zmusiła, żebym popatrzył w jej oczy.
- Leo… - westchnęła. – Ja… ja nie wiem…
                Zbliżyłem usta do jej ust. Pocałowałem lekko. Mia przez chwilę była zaskoczona. Ale po chwili odwzajemniła pocałunek. Wiedziałem, że robię coś złego. Ale teraz jakby… lepiej się poczułem. Nie, nie mogłem tego robić.
                Powoli oderwałem się od Mii. Przestałem ją obejmować i odsunąłem się.
- Przepraszam. Nie powinienem tego robić. Zapomnijmy o tym.
                 Chwilę wpatrywała się w ocean za moimi plecami. Jej jasne włosy rozwiewał wiatr. Powoli pokiwała głową.
- Jasne.
- Ale nie chce, żeby cokolwiek między nami się zmieniło. – złapałem ją za rękę. – Przyjaciele?
- Tak. Przyjaciele. – ujrzałem zrozumienie w jej oczach.



ANABELLE

                Mia i Leo długo nie wracali. A mi się nudziło. Wstałam i ruszyłam w stronę oceanu. Weszłam na pomost. Dużo ludzi z niego skakało do wody. Na końcu pomostu siedział Nico. Był dość blady. Pomyślałam, że dzień na słońcu dobrze mu zrobi.
                Podeszłam i usiadłam obok niego. Wyczułam, że nieruchomieje. Patrzył w dół.
- Co chcesz? – spytał
- Nic. Leo i Mia gdzieś poszli i do tej pory nie wrócili. – znowu zaczęłam robić wirki z wody.
                Przez chwilę panowała cisza. Nico ją przerwał.
- Przepraszam.
                Kiedy odwróciłam się w jego stronę o mało co nie spadłam do wody. Pierwszy raz od bardzo dawna nie patrzył na mnie tak otwarcie. Żal miał wymalowany na twarzy.
                Jego oczy zaparły mi dech w piersiach. Były ciemne i okalane długimi rzęsami, na których znajdowały się jeszcze kropelki wody. Widocznie dopiero wyszedł z wody.
- Za co?
- Za to, że cię obraziłem.
- Ahm.
- I za to, że byłem dla ciebie taki niemiły. Przepraszam, ale mam pewne powody.
- Co? Jakie?
- Za dużo już powiedziałem.
                Położyłam rękę na jego dłoni.
- Nico. O co chodzi?

- Nieważne. Pójdę poszukać Mii i Leona. – wstał i po prostu sobie poszedł. A ja siedziałam tam zbyt wstrząśnięta by coś zrobić.

___________________________________________

środa, 21 stycznia 2015

V. Plan




ANABELLE

- To znaczy że…  o nieeee… - odsunęłam się od Leona.
- Wiem… i co teraz mamy zrobić? – usiadł na łóżku i wsparł łokcie na kolanach spuszczając głowę.
                No przecież Alice nie może wziąć udziału w misji ze złamaną nogą.
- Nie wiem. - westchnęłam.
- Emmm… hej? Bo jest taka sprawa. – odezwała się wreszcie Mia, która pomogła mi wezwać pomoc do Alice.
 Z wyglądu przypominała dziecko. Na początku pomyślałam, że ma może z 12 lat. Miała ogromne jasnozielone oczy i włosy koloru karmelu. Na policzkach ciągle widniały rumieńce. Sprawiała wrażenie kruchej i delikatnej.
- Hmmm… no bo za nim ja do was przybiegłam, to usłyszałam przepowiednię. O sobie. – spojrzała na mnie i założyła kosmyk włosów za ucho. – I razem z Rachel pomyślałyśmy, że może ma to związek z waszą misją. – uniosła głowę
Nagle coś zaświtało mi w głowie.
- To ma sens. W przepowiedni jest mowa o czterech herosach. I o tym, że Alice za pomocą swojego daru zaprowadzi nas do celu. Ale nie jest powiedziane, że musi uczestniczyć w misji. – spojrzałam na Leona.
- No ze złamaną nogą na pewno tego nie zrobi. – chłopak spojrzał na Mię – Czyli co, chcesz się wkręcić do nas, żeby móc mnie podziwiać w akcji? – uśmiechnął się zawadiacko.
Na twarzy dziewczyny malowało się przerażenie.
- Nie! Znaczy nie…  nie, no co ty… - pokręciła głową i spuściła wzrok.
- Oj tam nie ma się czego wstydzić, przecież to normalne, wszystkie dziewczyny mnie kochają.
-Polemizowałabym. – przewróciłam oczami. – Ale mamy jeszcze jeden problem. Jeżeli dobrze umiem liczyć to jest nas tu troje, a powinno być czworo…
Leo zrzedła mina. Nico do tej pory nie pokazywał się nam na oczy.  
- I pozostaje jeszcze sprawa transportu..
- To nie problem. – wtrąciła Mia. – Możemy wziąć jedną z terenówek mojego taty. Jest bardzo bogaty i ma kilka samochodów. Ale czy ktoś z nas umie prowadzić?
Spojrzeliśmy się po sobie. Leo uniósł nieśmiało rękę.
- W sumie nigdy nie jeździłem samochodem, ale znam się na maszynach i w ogóle. No i jestem najstarszy. – wypiął dumnie pierś.
- No dobra. Mia, możesz się skontaktować z tatą? Jak tak to zrób to jak najszybciej.
- Jasne, to już idę. Użyję iryfonu. – poklepała się po kieszeniach i skrzywiła się – Tylko nie mam ani jednej drachmy.
Leo sięgnął do swojego pasa z narzędziami, wyjął złotą monetę i rzucił Mii. Ta złapała ją, podziękowała i wyszła z domku.



MIA

Wiedziałam, że tata nam, pomoże. Miał wielką fortunę, bo był jednym z najsławniejszych aktorów komediowych. Pewnie dlatego Afrodyta się w nim zakochała. Dziewczyny za nim szalały. Mój przyrodni brat Luke odziedziczył po nim urodę i założył własny zespół.
Tak właściwie to pochodziłam z Australii, ale razem z tatą przeprowadziliśmy się  do Ameryki jak miałam 5 lat. Brat został w domu i opiekowała się nim moja macocha. To wszystko dlatego, że rodzice się rozwiedli. Ale nadal mam kontakt z bratem, który czasami nas odwiedza.
Wychodząc z domku wpadłam na kogoś i zatrzymałam się raptownie. Spojrzałam w górę i ujrzałam zagniewaną twarz.
- Patrz jak chodzisz. – syknął Nico. Widocznie był czymś zdenerwowany. Pewnie tym, że ta przepowiednia dotyczyła również jego.
- Przepraszam.  – mruknęłam sarkastycznie. I ruszyłam przed siebie. Kiedy go mijałam poczułam, że jest rozdrażniony i rozżalony, chociaż nie wiedziałam z jakiego powodu.
Poszłam do fontanny w obozie i użyłam iryfonu. W tęczy pojawiła się blond włosa czupryna mojego taty. Twarz rozjaśnił mu uśmiech, taki jak zazwyczaj. Dosyć rzadko się z nim kontaktowałam w wakacje, bo chciałam ten czas spędzić głównie z przyjaciółmi w obozie.
                - Hej tato. Bo wiesz co, jest taka sprawa…
                Opowiedziałam mu wszystko i z chęcią zgodził się nam pomóc.
                - Słonko, mam dla ciebie niespodziankę. Odezwę się za parę dni. – tajemniczo się uśmiechnął.
                - Co? O co chodzi? – ucieszyłam się.
                - Zobaczysz. Pa. – i zniknął w wodnej mgiełce.



ANABELLE

Kiedy pojawił się w progu poczułam ulgę. Ale natychmiast wróciła wściekłość kiedy przypomniałam sobie jak mnie traktował. Założyłam ręce na piersi.
- I co? Wróciłeś panie obrażalski? – syknęłam.
Nawet na mnie nie spojrzał tylko zwrócił się do Leo.
- Dobra mogę jechać. Ale jest jeden warunek. Sam decyduję o tym co będę robić. – w jego oczach pojawił się gniewny błysk – Nie będę się z wami… jak to się mówi – machnął ręką – Integrował.
- Ooo mamy tu buntownika. – podeszłam do Leo. Nigdy nie dawałam sobą pomiatać i zawsze odpłacałam się komuś kto mnie źle traktował. Nie miałam żadnych skrupułów. Nie wiedziałam czemu, przez jeden dzień jego stosunek do mnie zmienił się diametralnie. Nadal na mnie nie patrzył.
Leo patrzył na nas i w końcu jego wzrok zatrzymał się na Nico.
- No do…
- O co ci chodzi? – naskoczył na mnie Nico. Czarne włosy opadały mu na oczy.
- Chyba powinnam się spytać o co tobie chodzi! Szacunek za szacunek. – zrobiłam krok naprzód.
Leo wpatrywał się w nas osłupiały. Zdecydowanie nie wiedział co ma zrobić. W tej chwili Nico podszedł do mnie i rzucił mi prosto w twarz:
- Tobie się on nie należy, wiedźmo.
Otworzyłam szeroko buzię. W tej samej chwili, kiedy miałam już coś powiedzieć zobaczyłam jak Nico zatacza się w tył pod wpływem ciosu Leona. Mój przyjaciel już siedział na chłopaku i okładał go pięściami. Nico zbyt zaskoczony by zadziałać obrywał raz po raz. Ocknęłam się wreszcie i odciągnęłam Leona od chłopaka. Nie widziałam go jeszcze tak wściekłego. Próbował mi się wyrwać , ale objęłam go z całej siły i nie pozwoliłam znowu zaatakować Nico.
- Nie trać siły, nie jest tego wart.
                Obróciłam go tyłem do chłopaka. Ten wstał oszołomiony i spojrzał w moją stronę. Miał rozciętą wargę, a na policzku ślad od pięści Leona. Na jego twarzy nie było widać żadnych emocji. Kiedy się odwracał pojawiło się na niej… poczucie winy? Nie, chyba mi się wydawało.
                Stojąc tyłem, już w progu powiedział:
- Pomogę wam. Wyruszamy jutro.
                - Nie potrzebujemy cię! Nie chcemy takiego idioty w naszej drużynie! – krzyczał Leo. Ale jego już nie było.


MIA

                 Następnego dnia spotkaliśmy się po śniadaniu nad jeziorem, żeby zaplanować mniej więcej co będziemy robić . Atmosfera była niezbyt miła. Pff lekko powiedziane. Czułam straszną nienawiść, która przesłaniała wszystkie inne emocje.  Nie wiedziałam co się zdarzyło między tą trójką, ale wiedziałam, że nie było to przyjemne.
                - To co? Będziemy kontaktować się z Alice za pomocą iryfonu, a jej gołębie zaprowadzą nas do chłopaka. Ostatnio widziały go niedaleko, za Nowym Yorkiem. Ale on cały czas włóczy się i zmierza na północ. Musimy go dogonić.
                 - Ale co dalej? - wtrącił się Leo. – Jak go znajdziemy to co?
                - No to jest problem.
                Nikt się nie odzywał i wtrąciła się Bella.
                - Pożyjemy zobaczymy. Jesteśmy herosami co nie? Coś wymyślimy.
                - A co z Kalipso? – Leo spojrzał na nią pytająco.
                 - Myślę, że najpierw musimy znaleźć tego chłopaka, a potem dopiero będziemy myśleć co dalej.
                Spojrzałam po towarzyszach. Nikt z nas nie wiedział co dokładnie musimy zrobić. Znaliśmy tylko cel misji. Ale droga do niego pozostawała zagadką.
                - Dobra, skończyliśmy? Bo muszę iść jeszcze coś załatwić. – powiedział Nico.
                - Jasne, leć, nie krępuj się. – Leo wstał – Ja też już idę. Muszę trochę poćwiczyć jazdę tym samochodem. Żeby was wszystkich jutro przypadkiem nie pozabijać.
                Chłopcy się rozeszli. Anabelle bawiła się wodą. Wstałam i otrzepałam się.
                - Pójdę do Leo, dopilnować, żeby nie zniszczył samochodu do jutra. – uśmiechnęłam się.
                - Jasne. – Bella nawet na mnie nie spojrzała. Widać że była nie w humorze. Ale nie wściekła. Wyczuwałam też smutek, ale był głęboko ukryty. Wiedziałam też, że się o kogoś martwiła. Ale próbowała z tym walczyć.
                Ruszyłam za Leo i dogoniłam go.
- Cześć! – zrównałam się z nim.
- Hm? – widać wyrwałam go z zamyślenia.
- O czym tak myślisz?
                Spojrzałam na niego. Jego oczy były nieobecne, trochę smutne. Nie było w nich tej iskierki, która mi się podobała od kiedy pojawił się w obozie. Co… podobała? Nieee…  
-  O tym co jutro będziemy musieli zrobić. Gdzie jechać i takie tam.
                Poprawił brązowe włosy. Miał czyste dłonie, jak nigdy. Wiedziałam, że kłamie.
-  Myślisz o niej, prawda? O Kalipso?
                 Otworzył szeroko oczy.
- Ee… skąd wiesz?
- Błagam… - przewróciłam oczami - Jestem dzieckiem Afrodyty, tak czy nie? – oparłam rękę na biodrze.
- No… tak.
- Co za spostrzegawczość.
                Szliśmy przez chwilę w milczeniu.
- Tak.
- Co tak?
- Myślę o niej.
                Wpatrywałam się w swoje stopy.
- Więc… co cię z nią łączy? Kochasz ją? – bałam się zadać to pytanie.
- T-tak.
                Słysząc to, poczułam jakby uleciało ze mnie powietrze. Ale wiedziałam, że Leo nie jest do końca pewien swoich uczuć. Na pewno łączy go z Kalipso coś ważnego, ale nie można jeszcze nazwać tego wielką miłością.
- Przykro mi… odezwałam się po chwili.
- Co? Czemu?
- Mam nadzieję, że nic jej się nie stało.
                 Szliśmy jeszcze chwilkę nie odzywając się. Niespodziewanie Leo mnie objął, aż się zachwiałam.
- Czuję, że nic jej nie jest. Wiedziałbym, gdyby coś poważnego się stało. – wyszeptał mi do ucha. Dobrze że mnie nie widział bo poczułam, że na policzkach robią mi się rumieńce.
                Również go przytuliłam i pogłaskałam po plecach.
- Wiem Leo, wiem.
                 W tej chwili zastanawiałam się, kiedy się tak do siebie zbliżyliśmy. W ciągu jednej doby? To chore. No, w jednym przypadku nie. Ale… czy to możliwe żeby… spodobał mi się Leo Valdez?



ANABELLE 

                 Mieliśmy wyruszyć pod wieczór. Byłam strasznie podjarana tym wszystkim. Ale wiedziałam, że to moje zadanie by utrzymać tą grupę razem. No nie powiem, nieco nie pasujemy do siebie. Ale trzeba jakoś żyć.
                 Ubrałam się w niebieską koszulkę obozową (Cecily mi taką uszyła bo wiedziała, że uwielbiam niebieski), szorty i granatowe trampki. sztylet Hekate przyczepiłam do pasa, Spakowałam trochę rzeczy w swoją bawełnianą torbę,
                 Kiedy szłam do domku Afrodyty zatrzymał mnie Percy i życzył powodzenia. Przytulił mnie i gdzieś poszedł.
                 Drzwi do domku bogini miłości były szeroko otwarte. W środku krzątało się z tuzin jej dzieci. W środku tego zamieszania Mia próbowała pozbierać wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i spakować je do plecaka. W końcu udało jej się wyjść na zewnątrz i odetchnąć. 
- O matko. Teraz wszyscy się kłócą o to, że wybrałam Denisa na moje zastępstwo. 
- Dadzą sobie radę. Chodźmy, powinnyśmy już iść.
- Racja. 
                Ruszyłyśmy w stronę lasu, tam gdzie była sosna chroniąca obóz. Z daleka widać było duży, czarny samochód terenowy. Kiedy się zbliżyłyśmy, Leo zajadając jabłko wstał z ziemi i przywitał się z nami. Dopiero po chwili zauważyłam Nico opartego o drzewo za samochodem. 



NICO

               Kiedy zobaczyłem, że idzie tutaj, musiałem powstrzymać się, by do niej nie podejść, Chciałęm ją przeprosić za wczoraj, Od środka gryzło mnie poczucie winy. Ale wiedziałem, że musiałem to zrobić. Teraz nie mogłem przestać na nią patrzeć. Jej brązowe włosy lśniły w słońcu. Miała słodkie dołeczki kiedy się uśmiechała, No właśnie, uśmiechała się. 
               Kiedy podszedł do nich Leo, odwróciłem wzrok. Nigdy go szczególnie nie lubiłem, ale zawsze był okay, Ostatnio jakoś nie bardzo tolerowałem jego obecność.
               Wyglądali jak z obrazka. Prychnąłem. 
- Hej Nico. 
               Podniosłem wzrok. Przede mną stała Mia, ta blondynka. Ją akurat bardzo lubiłem. Chyba jako jedną z nielicznych ludzi. 
- Hm?
- Idziesz? 
- A muszę? - skrzywiłem się. Uśmiechnęła się słodko.
- No, myślę, że raczej chyba tak, 
- No dobra... - ustałem prosto. - Ale jedna sprawa. Usiądziesz ze mną z tyłu? 
- Czemu? - spytała i zmarszczyła brwi. 
- Nie mam ochoty na towarzystwo tamtej dwójki. - skinąłem głową w stronę Anabelle i Leona, którzy miło gawędzili. Mia spojrzała na mnie jakby wszystko nagle zrozumiała. 
- Jasne. Nie ma sprawy. Ale chodźmy już. - ruszyliśmy w stronę samochodu. 

_________________________________________________________________________________

poniedziałek, 12 stycznia 2015

IV. Uznanie, misja i wypadek.




ANABELLE

 - Nie, nie, nie… - Nico powtarzał to jak mantrę i kręcił przecząco głową. – To, że ci się śniłem, nie znaczy, że mam być jednym z tych herosów z przepowiedni. Równie dobrze może to być Jason czy… czy Percy… - wskazał na blondyna w okularach a potem na Percy’ego. – A ona? – wskazał na mnie – Nawet nie została uznana! Powtarzam wam to po raz setny! 
- Nico daj spokój. Ja i Percy już wykonaliśmy swoją wielką przepowiednię. – powiedział Jason.
- Leo też! – polemizował Nico.
- Ale tu chodzi o Kalipso Nico zrozum! – odezwał się w końcu Leo. – Ty chyba z nas wszystkich powinieneś wiedzieć co to znaczy niepokój o kogoś ukochanego… Ej, ej koleś no co?! Nikt cię tu nie krytykuje! Wracaj!
Ale Nico już wyszedł szybkim krokiem z pokoju.
 - Pójdę z nim pogadać. Hazel wstała i poszła z chłopakiem.
- No to ten… Leo jestem. – wstał i podszedł do mnie. – Uścisnął bym ci dłoń, przytulił, czy ten tego ale… jak widzisz… - rozłożył ręce pokazując na siebie. Zachichotałam.
- Jasne… Annabell – uśmiechnęłam się nieśmiało.
Percy i Annabeth już poszli. Reyna też wyszła. Zostaliśmy tylko ja, Leo i Rachel.
- Ja też chyba będę się już zbierać. Muszę iść opatrzyć nadgarstek. – uniosłam rękę.
- Jasne, odprowadzę cię. – zaproponował Leo.
Nie spieszyliśmy się. Szliśmy powoli, w całkowitej ciszy. W oddali słychać było tylko krzyki dzieci Aresa, które znowu się o coś spierały.
- Więc… witaj w drużynie tak? – odezwał się Leo.
- Uch... Pojawiłam się tutaj dzisiaj…
- Naprawdę? – uniósł brwi – To szybka jesteś dziewczyno. Ale… jak słyszałem… nie wiesz jeszcze kto jest twoim boskim rodzicem?
- No… nie… - patrzyłam na leśne nimfy, które biegały wesoło wśród drzew.
- A domyślasz się chociaż kto to mógłby być?
- Zapewne jest nim moja mama… chyba… chyba tak
- A co tak w ogóle potrafisz?
- Władać wodą, ziemią, powietrzem, ogniem… - Leo nagle stanął jak wryty.
- Ej ej ej nie zapędzaj się tak koleżanko. Ogień to moja specjalność, patrz. – wyciągnął rękę przed siebie, która nagle stanęła w płomieniach . Odskoczyłam. – Nie bój się. – uśmiechnął się i ogień zgasł.
- Ja tak nie umiem. Po prostu kiedy jestem zła… To płomienie wystrzeliwują z mojej ręki. Próbowałam tak, kiedy byłam w normalnym stanie ale… - wyciągnęłam rękę spodem do góry. Pojawił się nad nią mały płomyczek, tak jakby wisiał w powietrzu. Prawie od razu zgasł. – Widzisz?
- Achh to takie buty…
Znowu szliśmy w milczeniu.
- Hej… a może ty jesteś tą czarodziejką z przepowiedni? – spojrzał na mnie. Nagle się odsunął i zwrócił wzrok nad moją głowę. Nie wiedziałam co tam zobaczył, ale poczułam, że moje ubranie się zmienia.
Miałam na sobie teraz długą, brązową szatę z wyszytymi złotymi runami. Moje włosy pokrył brokat, a na głowie miałam kaptur. Na szyi widniał symbol bogini. Mała replika jej wisiora przypominającego labirynt.
- Hekate… - wymówiłam szeptem. Leo cały czas się na mnie gapił.
- Ale… ty wyglądasz… pięknie. - Dzięki. – roześmiałam się.

***


Kiedy obudziłam się następnego ranka, nadal miałam brokat we włosach. Siedziałam na swoim łóżku w domku Hekate. Miałam tylko dwójkę rodzeństwa, Grega i Cecily.  Mieli oni jednak zupełnie inne talenty ode mnie. Głównie preferowali sztuczki, czary czy mgłę. Ja żadnej z tych rzeczy nie potrafiłam. Na szczęście dali mi obozowy podkoszulek i wygodne jeansy. Nie musiałam nosić tego płaszcza, jak to mówili. Miałam obandażowany nadgarstek, którym zajęła się jedna dziewczyna z domku Apollina.
Kiedy poszłam na śniadanie wszyscy się na mnie gapili. Tak jakby… z podziwem? Nie wiem. Po posiłku podszedł do mnie Jason – ten blondyn w okularach. Był bardzo miły i powiedział, że jeżeli mam wyruszyć na misję to potrzebna mi broń.
- Wybieraj. – powiedział kiedy weszliśmy do schowka. Był to raczej niewielki pokój. Pełno tu było broni.
- Hmmm… ale ja nie wiem co by było dla mnie najlepsze… - podrapałam się teatralnie po głowie.
Jason podszedł do mnie.
- Umiesz walczyć mieczem?
- Nie.
- W sumie magia to twoja ja lepsza i najskuteczniejsza broń ale…  przyda ci się coś jeszcze. – podszedł do stosu broni w rogu. – Taaak to chyba będzie najlepsze.
Odwrócił się i podał mi niezadługo sztylet o zawiniętym ostrzu. Na klindze widniał turkusowy kamień szlachetny. I dwie pochodnie. Broń Hekate. Zważyłam go w dłoni był dość lekki
- Myślę że będzie okej.
          Kiedy wyszliśmy ze schowka zauważyłam Alice siedzącą na skraju lasu. Wyglądała jakby z kimś rozmawiała. Podchodziłam do niej bezszelestnie. Kiedy się zbliżyłam dostrzegłam, że na ręku siedzi jej jakiś ptak, chyba gołąb. Miał obandażowane skrzydło.
- Spokojnie zagoi się. – gołąb zagruchał. – Naprawdę? Tak tak, powiem to Chejronowi. Ale teraz już idź. – postawiła go na ziemi, a on podskakując oddalił się między drzewa.
- Co mu powiesz?
Ali krzyknęła i szybko się odwróciła
- O boże Bella nie strasz. – położyła rękę na piersi. Wstała.
- Ty… umiesz z nim rozmawiać? To normalne? – podniosłam brew.
- Tak umiem. Ze wszystkimi zwierzętami. - Otrzepała się i odrzuciła długie włosy. – No może nie do końca normalne…
- Czemu?
- Bo nikt inny z dzieci Demeter tego nie potrafi. - odwróciła wzrok w stronę wschodzącego słońca. –Ale zapowiada się ładny dzień no nie?
Nagle coś mnie olśniło. Spojrzałam w oczy Alice.
- Demeter to bogini obfitości tak?
- Mhm. Między innymi. – patrzyła na mnie pytająco – Co ty wymyśliłaś Bella?
Złapałam ją za rękę i ruszyłam w stronę domku numer 9.



***

-  Jesteś tego pewna Annabell? – Leo patrzył na mnie z powątpieniem. Dzisiaj miał już na sobie czyste ubranie. Włosy nabrały naturalnego brązowego odcienia. Takiego jak moje.
- Tak! – krzyknęłam entuzjastycznie. – Jest dzieckiem obfitości, ma szczególny dar, może nas nim doprowadzić do celu. – wyliczałam na palcach. – Leo!
- No dobrze. - westchnął. – Tylko pozostaje problem. Czym wyruszymy na misję? Nawet nie wiem gdzie mamy dotrzeć.
- Mamy rozkruszyć serce zaginionemu… - spojrzałam na podłogę – Leo! On mi się śnił. Taki chłopak… był uwięziony w bryle lodu, ale ona zaczęła się roztapiać.
- Dobrze, ale na Hadesa nie wiemy gdzie w ogóle zacząć poszukiwania!
- Czekajcie mam pomysł. - powiedziała Alice i wybiegła z domku.

***

- Na pewno? On tak jakby… ma posłańców? I zna każde stado w pobliżu?
- Tak.
Powiedziała Alice, która przed chwilą oznajmiła nam o tym co zrobiła. Poszła do tego gołębia, z którym rozmawiała i kazała mu, żeby skontaktował się z innymi ptakami, które rozsiane są po całym świecie. Kazała, żeby przeszukały ziemię całą, wzdłuż i wszerz i dowiedziały się od swoich pobratymców czy coś słyszały o chłopcu skutym lodem. Jak się okazało, gołębie to straszne plotkary, największe w krainie zwierząt. Mnie wydawało się to lekko mówiąc dziwne, a nawet nierealne.


MIA


Szłam polną dróżką w stronę obozowiska, żeby spotkać się z Piper, która chciała ze mną porozmawiać. Domyślałam się o co chodzi, ale nie byłam pewna. Kiedy już prawie dotarłam do celu, zauważyłam że dziewczyna idzie w moją stronę. Też była córką Afrodyty, tak jak ja. Ale miałyśmy zupełnie inne umiejętności.
Koloru jej oczu, tak jak każdego dziecka bogini miłości nie dało się określić. Moje natomiast tak. Tylko, że jako jedyna z mojego rodzeństwa mogłam zmieniać dowolnie swój wygląd. Dosłownie wszystko. Od długości włosów, koloru oczu do wzrostu czy sylwetki. Ale zawsze wiedziałam jak wyglądam normalnie. To jest po prostu takie coś jak budzenie się. Kiedy chce się znowu stać sobą, powoli wracam do oryginalnej postaci.
Nie posiadam również czaromowy, tak jak CAŁE moje rodzeństwo. Natomiast ja silniej odczuwam uczucia innych, a szczególnie miłość.
- Hej Mia. – przywitała się ze mną Piper – Chciałam z tobą pogadać. Na jakieś dwa tygodnie muszę wyjechać do Obozu Jupiter i chciałam, żebyś mnie zastąpiła przez ten czas jako grupową domku.
Uśmiechnęłam się. Już raz musiałam to zrobić, ale trwało to zaledwie dwa dni a nie tygodnie.
- Jasne.
- No to fajnie. A tak w ogóle, to Rachel cię szukała. Nie mówiła o co chodzi. – wskazała kciukiem za siebie.  – Ja już lecę, do zobaczenia!
Pomachała i odeszła. Ja poszłam w przeciwną stronę, do Wielkiego Domu. Kiedy weszłam do środka, czekała tam na mnie Rachel.
- Hejka. – uśmiechnęła się do mnie i założyła rudy kosmyk włosów za ucho. – Mam ci coś do powiedzenia. Siadaj. – wskazała miejsce obok siebie.
Usiadłam na miękkiej sofie. Otoczyła nas zielona mgiełka. Wiedziałam, że dziewczyna zaraz powie przepowiednię. Byłam raz przy czymś takim. Ale nigdy nie dotyczyła ona mnie. Kiedy jej usta się otworzyły i wypłynęły z nich słowa, mocno się skupiłam.

Prawdziwa miłość kryje się za rogiem, 
Fałszywa stoi tuż za progiem.
Gołąb zrzucić w otchłań musi tą fałszywą,
Podczas gdy ogień doceni ta prawdziwą.

Po chwili Rachel ocknęła się i spojrzała na mnie zamyślona.
- Coś chyba jest ze mną nie tak. Ostatnio każda przepowiednia związana jest z miłością! – wzniosła ręce ku górze. – Nie tak jak kiedyś, potwory, zagrożenie życia, przygody…
Zaśmiałam się.
- Ale wiesz, miłość jest najstarszą i najniebezpieczniejszą mocą na ziemi. – spojrzałam w jej zielone oczy.

***


        Piętnaście minut później leżałam na łące i myślałam o przepowiedni. Wow, pierwszy raz w moim życiu spotkam się z miłością. Oczywiście swoją własną. Może… No bo jasne jest, że cały czasz czuję tą emocję otaczającą mnie ze wszystkich stron. Nigdy jednak nie przejmowałam się, że do nikogo nigdy nic nie poczułam. Miałam dopiero 15 lat. Zostało mi jeszcze dużo czasu.
Wtem usłyszałam przeraźliwy krzyk i głuche uderzenie o ziemię, pod lasem. Szybko poderwałam się na nogi i spojrzałam w tamtym kierunku. Jakaś dziewczyna leżała na ziemi, a druga nad nią stała. Szybkim krokiem ruszyłam ku nim.
Dziewczyna, która nadal trzymała się na nogach to była ta nowa… Bella czy jak jej tam. Miała kręcone włosy koloru czekolady i turkusowe oczy. Sprawiała wrażenie silnej mimo szczupłej budowy. Biła od niej władczość. Mimo tego na jej twarzy widoczne było przerażenie.
- Co się stało? – spytałam kiedy dotarłam do nich. Na ziemi leżała Alice z domku Demeter z dziwnie wykręconą nogą. Jej twarz wykrzywiał grymas bólu.
- Potknęłam…  się o pieniek… - ciężko dyszała.
Pochyliłam się i sprawdziłam co z nogą. Nie miałam wątpliwości. Była złamana. I to poważnie. Z rozdartej nogawki wystawał kawałek skóry, pod którą było widać było wyraźnie wygiętą kość.
- Ali nie patrz tylko… - zanim skończyłam mówić dziewczyna spojrzała, jęknęła i zemdlała.
- O bogowie!